poniedziałek, 6 grudnia 2010

Dean Koontz : "Maska"



 RECENZJA BIERZE UDZIAŁ W KONKURSIE ORGANIZOWANYM PRZEZ SERWIS ZBRODNIA W BIBLIOTECE
    Dean Koontz to powszechnie znane nazwisko. Autor znany jest ze swoich powieści grozy. Pierwsze z nich przeplatane były elementami fantastyki, te kolejne już z mieszaniny thrillera psychologicznego i horroru. Czy warto zapoznać się z jego prozą? Lektura "Maski" miała mi pomóc odpowiedzieć na to pytanie, dostarczając przy okazji dreszczyku emocji i strachu. Wynik : pozytywny, książka mnie nie zawiodła, ale... również nie zachwyciła. 
      Czy wierzycie w proces reinkarnacji, czyli powtórne wcielenie  duszy w ciało innej osoby? Nawet jeśli, to czy dusza ta pamięta wydarzenia z poprzedniego życia? Czy skutki tego mogą ponieść zupełnie niewinne osoby? 
       Carol i Paul Tracy to młode, szczęśliwe małżeństwo, nazywane również ludźmi sukcesu. Wydawałoby się, że ich jedynym problemem jest bezpłodność kobiety. Kiedy przymierzają się do adopcji dziecka, COŚ chce im w tym przeszkodzić. Gdy Carol przypadkowo potrąca samochodem dziwną nastolatkę, COŚ można wyczuć bardzo wyraźnie, a jednak tego CZEGOŚ nie da się określić..
          Carol, z poczucia winy i rosnącej sympatii do Jane Doe, bo tak nazwano niezidentyfikowaną, potrąconą dziewczynkę, decyduje się zaopiekować się nią. Wraz z przyjęciem Jane pod swoje skrzydła, życie małżeństwa przewraca się do góry nogami, zahaczając o multum niewyjaśnionych, makabrycznych sytuacji. 
         Podobno poprzednie książki Deana Koontza były najlepsze - "Apokalipsa" czy "Mroczne ścieżki serca". Z racji braku znajomości tych lektur nie mogę wyrazić własnej opinii na ten temat, jednakże już teraz cieszę się, iż kolejne przeczytane przeze mnie dzieła autora będą lepsze. "Maska" bowiem do najbardziej zachwycających powieści grozy nie należy. Przede wszystkim fabuła - przewidywalna, nie odkrywająca nic nowego, bo przecież intryg z duchem w roli głównej jest mnóstwo. Gdyby nie styl, całkiem przekreśliłabym tę książkę. Koontz stopniowo buduje napięcie, choćby przy użyciu onomatopei "ŁUP!". Co prawda słowo to przewija się przez całą powieść, dając nieprzyjemny posmak deja vu lub, co gorsza, znudzenia, ale.. da się znieść. 
         Bohaterowie wzbudzili moją sympatię, chociaż o tą nietrudno. Energiczna Grace, Carol, która przeżyła w swoim życiu wiele (polubiłam ją głównie dzięki wielu cechom, które dostrzegam w samej sobie z przeszłości), czuły i czujny Paul. Podobały mi się również dialogi, rozmowy między postaciami - inteligentne, zabawne zapytania, cięte riposty. W oczy rzuca się jednak nieumiejętność opisania scen erotycznych przez Deana Koontza, którymi to ów człowiek chciał wzbogacić swoją książkę. 
            Mówiąc krótko - "Maska" to powieść warta przeczytania, lecz miłośnikom gatunku może wydać się odsmażanymi kotletami i bitą nudą. Może, ale nie musi! Mimo drobnych zastrzeżeń mi przypadła do gustu i zachęciła do dalszego zagłębiania się w prozie Koontza.

         Przy okazji chciałabym podzielić się spostrzeżeniem - poprzednie wydanie "Maski", wydane przez wydawnictwo Prószyński i Ska, liczyło zaledwie 190 stron. Teraz, w odnowionym egzemplarzu przez Albatrosa, książka ma ich ponad 320. Co prawda okładka bardzo intrygująca - mroczna, może nawet gotycka? - prezentuje się zdecydowanie lepiej niż ta od Prószyńskiego.

0 komentarze:

Prześlij komentarz