poniedziałek, 6 grudnia 2010

Anne Tyler : "Obiad w restauracji dla samotnych"



















   Rodzina - jaka powinna być? Zgodna, niekonfliktowa, emanująca ciepłą i przyjazną atmosferą. Ale czy to wszystko? Czy ludzi, którzy nie mają ze sobą nic wspólnego poza nazwiskiem można nazwać rodziną? 
    
   Pearl i Beck byli małżeństwem. On jednak odszedł po niespełna piętnastu latach, nie zrywając więzów rodzinnych. Po prostu - odszedł, nie wrócił. Zostawił całą swoją rodzinę - żonę, trójkę dzieci. Czy tak zachowuje się ojciec? Niekoniecznie. Pearl wraz z trójką młodych stara się żyć normalnie, tak, jakby Beck w ogóle nie istniał. Ale czy tak się da? Czy da się oszukać prawdę? Przez tłoczone w niej uczucia, kobieta staje się coraz straszniejsza.
   Powieść "Obiad w restauracji dla samotnych" zabiera nas w podróż, podczas której odkrywamy ukryte oblicze rodzinnego świata głównej bohaterki, Pearl Tull. Podczas lektury zadawałam sobie mnóstwo pytań : dlaczego bohaterka ukrywała prawdę? Dlaczego nie mogła się postawić obojętnemu mężowi? Czy atmosferę w domu Tull'ów dałoby się zmienić? Co ja zrobiłabym na miejscu Pearl? Starałam się zrozumieć poczynania postaci. Myślę, iż nie tylko mnie ta opowieść rodzinna, w której autorka opisywała bohaterów i towarzyszyła im (literacko) z roku na rok, z pokolenia na pokolenie, skłoniła do refleksji, zadawania sobie niezliczonych pytań. 
   No właśnie, bohaterzy. Anne Tyler stworzyła kilka osobliwych i wyrazistych postaci, na przykład taką Pearl. Determinacja, pewnego rodzaju bezwzględność, samotna walka o zapewnienie dzieciom bytu, starania, aby na tyle ile to możliwe wieść normalne życie, które jednak odbiegało od normalności - to wszystko wzbudza w czytelniku sympatię do bohaterki. Trudno również było trójce dzieci - najstarszemu, upartemu Cody'emu, fajtłapowatemu Ezrze, i wreszcie najmłodszej z rodzeństwa Jenny - kapryśnej, energicznej Jenny. Niełatwo jest bowiem wychowywać się bez ojca (co wiem to z własnego doświadczenia), a w dodatku znosić nieznanych powodów złe nastroje matki. Cody nosi w sobie głęboko zakorzenioną, aczkolwiek nie dającą się uchwycić w kontaktach codziennych, długo skrywaną nienawiść do matki. 
   Książka pani Tayler to powieść psychologiczno-obyczajowa, poruszająca ważny, acz bardzo trudny temat. Uważam, iż warto po nią sięgnąć, naprawdę warto. Czytając, doświadczamy wrażeń, z którymi nie spotkamy się przy każdej lekturze, a jakich potrzebujemy doznać. Polecam.

1 komentarz:

  1. Czytam ją właśnie, ale odczucia mam mieszane. Zobaczymy jak będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń