poniedziałek, 30 grudnia 2013

Christopher Moore: ,,Błazen"


 Wydawnictwo: Mag 2009 
 Język oryginału: angielski 
 Tytuł oryginału: 'Fool' 
 Przekład: Jacek Drewniowski  
 Liczba stron: 400

O Christopherze Moore'u pisałam już nie raz, a nawet i  nie dwa razy. To autor, którego dzieła zazwyczaj (bo wciąż jestem lekko obrażona na tego pana za spapranie Gryź, mała, gryź i Wyspy wypacykowanej kapłanki miłości) powodują u mnie ból brzucha ze śmiechu i rozbawienie pomieszane z lekkim zniesmaczeniem. Błazen to szósta przeczytana przeze mnie książka Amerykana i z pewnością nie ostatnia. 
Tym razem mamy tu przedstawione coś na kształt parodii Szekspirowskiego dramatu. Nie, nie Romea i Julii i nie, nie Mabeta czy Hamleta. Chodzi mianowicie o Króla Lira, gdzie podstarzały tytułowy król chce oddać swój majątek, wybór ma paść między trzema córkami, a decyzję ma rozstrzygnąć wypowiedź - ta, która najpiękniej powie o swej miłości do ojca, dostanie spadek. Dwie z sióstr dwoją się i troją, aby jak najładniej ubrać w słowa swoje, zapewne przesadzone dla dobra ich przyszłości, uczucia, a najmłodsza z nich stwierdza, że nie da się tego opisać. Jak można się domyślić, buntowniczka zostaje wydziedziczona. Zabrakło tylko błazna. 
http://osada.heroes.net.pl
Na szczęście istnieje taki człowiek jak Christopher Moore, który zadbał o ten element i w swej powieści Błazen głównym bohaterem uczynił właśnie... błazna. W dodatku nie takiego zwyczajnego! Kieszonka, bo tak ów rozbawiacz jest nazywany, jest postacią iście osobliwą - nie dość, że wszyscy chcą go zabić (czego im się zresztą nie dziwię), to jeszcze został wychowany przez zakonnice i ze swojego dzieciństwa ma bardzo zacne wspomnienia. Kieszonka swoim ciętym językiem, złośliwością i czarnym poczuciem humoru rozbawi nawet największego ponuraka, gwarantuję. 
Mimo iż opisywana książka mnie nie porwała tak mocno, jak poprzednie należące do dorobku pisarza, nie sposób myśleć o niej inaczej niż z uśmiechem na twarzy. Tak, specyficzne i zdecydowanie unikatowe poczucie humoru Christophera Moore'a robi swoje. Nie stroni on od kontrowersji, wulgaryzmów, erotyki i skandali, ale właśnie to nadaje jego dziełom taką oryginalność. 
W Błaźnie spotkamy się z pierwszoosobową narracją, która w tej powieści jest bardzo efektywnym zabiegiem. Wszystkiego, co się dzieje na zamku i poza nim, dowiadujemy się z ust tytułowego bohatera, który dodatkowo relacje upiększa swoimi komentarzami, przemyśleniami oraz wspomnieniami z przeszłości. 
Na uwagę zasługują przypisy autora. Rozśmieszyły mnie zwłaszcza te słowotwórcze wybryki Moore'a, jak na przykład współryby czy pedzić (i nie, to nie literówka;). Jestem niezmiernie ciekawa, jak w oryginale przedstawiają się te słowa. 
Myślę, że warto sięgnąć po Błazna - miłośnicy prozy autora się z pewnością nie zawiodą, a czytelnicy, którzy jeszcze nie mieli z nią nic wspólnego, spotkają się z powieścią nietuzinkową i bardzo zabawną. 

niedziela, 29 grudnia 2013

Shan Sa: ,,Brama Niebiańskiego Spokoju"


 Wydawnictwo: Muza 2003
 Język oryginału: francuski
 Tytuł oryginału: 'Porte de la Paix Celesle'
 Przekład: Krystyna Sławińska
 Liczba stron: 121


Shan Sa to pisarka pochodząca z Chin, ale pisząca w języku francuskim. Jest również malarką. Jako dziecko nazywała się Yan Ni (po chińsku: dziewczę), natomiast zmieniła je na Shan Sa, oznaczające dosłownie szum gór. Zaczęła pisać już w dzieciństwie. Do dziś wydała dziesięć książek, z czego dwa to tomiki poezji. W Polsce autorka jest znana głównie z Bramy Niebiańskiego Spokoju, Cesarzowej czy Dziewczyny grającej w Go. 
Chiny, czasy, gdy komuniści rządzą krajem, już po śmierci Mao, czasy, w których studenci się buntują i przez starcia z władzą powodują liczne zamieszki. Dwudziestojednoletnia Ayamei to opozycjonistka, zwana przez wielu ludzi kryminalistką, zbrodniarką, ponieważ stała się przywódcą rebeliantów, antykomunistów. Dziewczynie depcze po piętach Zhao, żołnierz, który jedyne, co odczuwa, to miłość do ojczyzny. Zdrajcę kraju trzeba złapać i on to zrobi - tak przynajmniej myśli. Wraz z biegiem czasu i postępami w pościgu Zhao zaczyna mieć wątpliwości - poznaje, niebezpośrednio jednak, Ayamei i otwiera się na piękno świata. 
Brama Niebiańskiego Spokoju to pierwsza książka Shan Sy, po którą sięgnęłam - na półce mam jeszcze dwie. Bardzo mała gabarytowo, można ją nazwać raczej opowiadaniem niż powieścią, przykuwa uwagę ciekawym tytułem oraz malowniczą okładką. I taki właśnie jest ten utwór - malowniczy, poetycki, bardzo ładnie napisany, lekko jak piórko, mimo ciężkiej tematyki. Z tego powodu czyta się go zadziwiająco szybko. 
Muszę przyznać, iż już dawno żadna książka nie wzbudziła w mojej głowie aż takiego mętliku. Zakończenie, bardzo refleksyjne i nieoczywiste, pozostawiło jakby odcisk na mojej duszy - przez co następnie godzinę kręciłam się w kółko po pokoju, wokół regałów, zastanawiając się, co teraz zacząć czytać. Wtedy doszłam do tego wniosku - dobre dzieło to takie, po którym czytelnik nie wie, co ze sobą zrobić. I taka jest Brama Niebiańskiego Spokoju. 
Wypadałoby napisać słówko o tytułowym zabytku. Brama Niebiańskiego Spokoju istnieje naprawdę - znajduje się w Pekinie i jest narodowym symbolem Chin. Powstała w 1417 roku, za panowania cesarza Yongle. Ma aż 66 metrów długości, 37 m szerokości i 32 m wysokości, posiada pięć wejść i dziesięć korytarzy. Na bramie zawisł nawet portret Józefa Stalina, tuż po jego śmierci. 

Podsumowując - uważam, że warto znać Bramę Niebiańskiego Spokoju. To piękna i wzruszająca historia o dojrzewaniu i rozwoju emocjonalnym, o otwieraniu się na poezję i cudowność świata. Polecam. 

sobota, 28 grudnia 2013

Rusza nowe wyzwanie!!

Dobry wieczór wszystkim!
Ostatnimi czasy wielu ludzi sięga po ten gatunek literacki, jakim jest fantastyka. Inni, laicy, gdy pomyślą o tej literaturze, w głowie mają takich autorów jak J. K. Rowling, Tolkien czy Orson Card. Nie każdy wie, jakie perełki zostały wydane u nas, w Polsce, przez naszych, polskich pisarzy! Podejrzewam, że każdy słyszał o Sapkowskim i jego osławionym Wiedźminie, ale co z resztą? Ziemiański, Piekara, Kossakowska, Pilipiuk to tylko kropla w morzu, ba, w oceanie dobrej polskiej literatury fantastycznej. Szkoda by było, gdyby tyle zacnych dzieł zmarnowało się przez ignorancję moli książkowych. 
Z tego powodu organizuję wyzwanie o nazwie Fantastyczna Polska. Poniżej umieszczam regulamin oraz proponowaną listę autorów (własne propozycje mile widziane). 

1. Wyzwanie trwa od 01.01.14 do 31.12.14.
2. W wyzwaniu może wziąć udział każdy, kto prowadzi swojego bloga.
3. Do wyzwania można dołączyć w dowolnym terminie.
4. Każdy uczestnik musi opublikować przynajmniej jedną recenzję dotyczącą tematyki wyzwania w ciągu dwóch miesięcy.
5. Recenzja nie może być opublikowana wcześniej – liczą się tylko te , które zostały umieszczone od dnia rozpoczęcia wyzwania.
6. Recenzja powinna zawierać przynajmniej 2 tysiące znaków.
7. Każdy uczestnik powinien umieścić na swoim blogu baner promujący wyzwanie.
8. Każdy uczestnik  powinien pod recenzją na swojej stronie napisać, iż była ona pisana pod kątem wyzwania.
9. Każda osoba zainteresowana uczestniczeniem w wyzwaniu proszona jest o napisanie komentarza pod niniejszym wpisem wraz z podaniem linku do swojego bloga.
10. Osoby najbardziej aktywne mogą zostać nagrodzone.
11. Każdy uczestnik musi pod tym postem udostępnić link do swojej recenzji o tematyce wyzwania.

Jeżeli macie jakieś uwagi – proszę śmiało, jestem otwarta na sugestie. Co do czasu, w jakim uczestnicy będą musieli opublikować chociaż jedną recenzję – miał być początkowo jeden miesiąc, ale stwierdziłam, że każdy ma swoje zajęcia i tempo czytania. 60 dni będzie, moim zdaniem, przyzwoitym okresem. Oczywiście nie będę biczować ignorantów tej zasady (chociaż, w zasadzie..;), ale podejdźmy do tego poważnie.

A oto lista pomocnicza autorów, po których książki warto sięgnąć (czekam na Wasze propozycje):
Jacek Piekara
Andrzej Sapkowski
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Ziemiański
Jacek Dukaj
Bogusław Adamowicz
Artur Baniewicz
Jakub Ćwiek
Eugeniusz Dębski
Robert Foryś
Jarosław Grzędowicz
Aneta Jadowska
Jacek Komuda
Maja Lidia Kossakowska
Rafał Kosik
Magdalena Kozak
Stanisław Lem
Tomasz Piątek
Rafał A. Ziemkiewicz
Dorota Terakowska
Anna Kańtoch
Katarzyna Berenika Miszczuk
Ewa Białołęcka
Marcin Rusnak
Feliks W. Kres
Robert M. Wegner
• Robert J. Szmidt
• Anna Brzezińska
• Wit Szostak
• Janusz Zajdel
• Marek Oramus
• Maciej Parowski
• Tomasz Kołodziejczak


A oto baner, który wykonała Klaudia - jeszcze raz pięknie dziękuję!

baner należy umieścić na swojej stronie, zalinkowany do tego wpisu
Uczestnicy: 

Jacek Piekara: ,,Młot na czarownice"


 Wydawnictwo: Fabryka Słów 2007
 Język oryginału: polski
 Liczba stron: 368
 Tom drugi cyklu inkwizytorskiego 


O tym, że Jacek Piekara podbił moje serce i zagościł w nim na stałe, można się było dowiedzieć zaledwie pięć dni temu, gdy pojawiła się recenzja pierwszego tomu cyklu o inkwizytorze Mordimerze Madderinie - Sługi Bożego. Gdy tylko skończyłam lekturę, prędko zabrałam się za drugą część, spragniona kolejnych przygód Mordimera. Nie zaskoczę Was pisząc, iż zupełnie się nie rozczarowałam. 
Tym razem wasz uniżony sługa musi stawić czoła młodocianej czarownicy mszczącej się za śmierć swego przyjaciela, łaknącego krwi kanonikowi, inkwizytorom, którzy głoszą herezje o tym, że Chrystus wcale nie zszedł z krzyża, a na nim umarł, a także  na własne oczy ujrzy wampira, o którego istnieniu nie miał bladego pojęcia. Jednak to nie wszystko! Mordimer Madderin spotka się z wieloma innymi wrogami, ale dzięki swej wierze pomoże im umrzeć godnie i z  miłością do Boga. 
Utwór składa się z pięciu opowiadań, mianowicie z Ogrodów pamięci, Młotu na czarownice, Mrocznego Kręgu, Węża i gołębicy oraz Żaru serca. Nie są one ani na tyle krótkie, że pozostawiają czytelnika z uczuciem niedosytu, ani na tyle długie, żeby nudzić i niecierpliwie oczekiwać zakończenia. Jacek Piekara wie, jak zadowolić, potrafi ,,przykleić'' książkę do rąk konsumenta, posiada umiejętność wywoływania salw śmiechu podczas lektury.
O głównym bohaterze pisałam w recenzji pierwszego tomu, dlatego nie będę się powtarzać. W Młocie na czarownice zasłona tajemnicy, za którą ukryty jest Mordimer, zaczyna się powoli odsuwać - poznajemy bliżej inkwizytora, mamy okazję dowiedzieć się co nieco o jego przeszłości. Podejrzewam, że stopniowo autor będzie zdradzał nam coraz więcej szczegółów z życia Madderina - z tego powodu tym bardziej nie mogę się doczekać lektury Mieczu Aniołów. 
Jacek Piekara po raz kolejny nie zawiódł. Ba! Znowu zachwycił, rozweselił, wciągnął w swój zbiór opowiadań, wywołał chęć zachłannego czytania - jeszcze! jeszcze! ja chcę jeszcze! Jednym słowem - trzyma poziom i bardzo mnie to cieszy, ponieważ lektura kolejnych części cyklu inkwizytorskiego sprawia mi ogromną przyjemność. Polecam z całego serca.
A tak nawiasem mówiąc, to kupiłam wczoraj inną książkę Piekary, mianowicie Ani słowa prawdy (zresztą zdążyłam się pochwalić ;) - o czarodzieju Arivaldzie z Wybrzeża. Ciekawa jestem niezmiernie, czy wrażenia będą podobne :)

"Nigdy nie upokarzaj tych, co są niżej od ciebie, bo nie wiadomo, czy nie spotkasz ich,  kiedy będziesz spadał."

piątek, 27 grudnia 2013

Zakupy książkowe po świętach

Święta, święta i po świętach.. ;) A wraz z ich zakończeniem księgarnie otwierają swe wrota, a ja pospiesznie drepczę w ich stronę ze znalezionymi pod choinką bonami do Empiku za pazuchą. Przy tym myślę - co by tu kupić? Hoddera, to pewne (którego, okazało się, nie ma aktualnie w sklepie) - bo steampunk kusi i kusi. Grzędowicza, chociaż pierwszy tom Pana Lodowego Ogrodu. A reszta spontanicznie, jak co roku ;)
Tradycyjnie już - najpierw godzinę spacerowałam wśród półek i brałam do koszyka wszystko, co mnie interesuje, a następnie z przykrością odkładałam te, na których mi nieco mniej zależy. Skończyło się na siedmiu książkach - i tylko za jedną z nich zapłaciłam z własnej kieszeni! To jest życie... ;) 

 Od góry: 
1. ,,Ani słowa prawdy" Jacka Piekary - bo po przeczytaniu całego inkwizytorskiego cyklu tego pana (wczoraj skończyłam Młot na czarownice, postaram się dziś napisać recenzję) przydałoby się mieć co czytać i co zachwalać ;) 
2. i 3. ,,Smoczy pazur" i ,,Pogrzeb czarownicy" Artura Baniewicza - pierwszy raz spotkałam się dziś z dziełami tego autora, a że brzmi zachęcająco - kupiłam. 
4. ,,Gra Endera" Carda - tu chyba nie trzeba nic wyjaśniać :) 
5. ,,Wypychacz zwierząt" Grzędowicza - brzmiało interesująco.
6. ,,Pan Lodowego Ogrodu tom 1" Grzędowicza - jak widzicie, udało mi się zdobyć chociaż jedną z tych planowanych wcześniej książek :) Kupiłabym pewnie tom 2 od razu, ale nie było. 
7. ,,Zapach szkła" Ziemiańskiego - bowiem czytałam Achaję i dwa pierwsze tomy mi się podobały, a Ziemiański w s-f podobno czuje się jak ryba w wodzie :)

Całe stosisko składa się z fantastyki, którą ostatnio tak lubię. Tylko kiedy ja to przeczytam? Znając mnie, te knigi odleżą ładnych parę miesięcy, a może nawet lat, zanim po nie sięgnę - powaga! Czy wiecie, że książki, które kupiłam 3 lata temu, nadal leżą nieprzeczytane? uhh, głupota ;) 

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego weekendu! 

czwartek, 26 grudnia 2013

Dzień dobry! :)
Dziś, w trzeciej odsłonie mojego cyklu wpisów Porozmawiajmy o języku, chcę poruszyć znany temat, a mianowicie - czy bynajmniej jest synonimem słowa przynajmniej? 
Mnóstwo osób używa tych dwóch zamiennie. Wielu wie, że to niepoprawne, ale wciąż ma ten problem. Ja, mimo iż nigdy nie traktowałam bynajmniej i przynajmniej jako synonimy, do niedawna miałam kłopoty ze zrozumieniem, kiedy poprawnie stosować to pierwsze. 
Zacznijmy od wytłumaczenia znaczenia obu słów: 
Bynajmniej to wcale, zupełnie, ani trochę, zgoła (zwykle w połączeniu z następującą partykułą 'nie', według słownika języka polskiego PWN. Kiedyś nie mogłam zrozumieć - po co używać dwóch przeczeń? No cóż, polski język - trudny język ;) Nie trzeba wszystkiego dokładnie analizować.
Natomiast przynajmniej to partykuła wyznacza minimalny, możliwy do zaakceptowania przez mówiącego zakres czegoś. Definicja pochodzi z tego samego źródła, co wyżej. 
Jak widzimy, te dwie partykuły mają zupełnie inne znaczenie, mimo że brzmią bardzo podobnie. Nie można ich stosować zamiennie. A na koniec kilka przykładów: 
Zjedz przynajmniej ziemniaki. (Zjedz chociaż ziemniaki.) 
Nie chodziło mi bynajmniej o pokłócenie się. (Wcale nie chodziło mi o pokłócenie się.) 
Przynajmniej tyle mogę dla Ciebie zrobić. (Chociaż tyle mogę dla Ciebie zrobić.) 
Bynajmniej mi to nie przeszkadza. (Ani trochę mi to nie przeszkadza.) 

Wbrew pozorom to bardzo proste, prawda? ;) 

Poprzednie części Porozmawiajmy o języku:
Porozmawiajmy o języku [2]: linia najmniejszego oporu czy najmniejsza linia oporu?

Jeżeli chcecie, abym poruszyła jakąś kwestię, która Was interesuje, zachęcam do wysyłania e-maili! 

środa, 25 grudnia 2013

Witam! :)
Dziś będzie dość nietypowy wpis - napiszę kilka krótkich opinii na temat książek, które w tym, kończącym się już (jak ten czas szybko leci!) roku 2013, przeczytałam i nie miałam sposobności zrecenzować. Albo takie, o których nie mam zbyt dużo do napisania. 

Bernhard Schlink: ,,Lektor"
Wydawnictwo: Muza 2009 
 Język oryginału: niemiecki 
 Tytuł oryginału: 'Der Vorleser' 
 Przekład: Karolina Niedenthal  
 Liczba stron: 166

Michael to piętnastolatek, który w nietypowych okolicznościach poznaje dużo starszą od siebie Hannę. Zaczyna ją regularnie odwiedzać i czytać jej książki, a ich początkowo niezobowiązująca znajomość stopniowo przeradza się w miłość. Pewnego dnia kobieta nieoczekiwanie znika bez słowa. Po kilku latach Michael, student prawa, spotyka Hannę na sali sądowej i poznaje mroczną przeszłość swej ukochanej. 
Właściwie to nie mam pojęcia, co mogę napisać o tej książce. Była to piękna, acz zaskakująca i nieco smutna historia nietypowej miłości, która jednak nie porwała mnie na tyle, abym chciała do niej kiedykolwiek wrócić. Możecie mnie teraz zlinczować - w końcu to powieść wzbudzająca powszechne owacje i zachwyty. Mnie średnio przypadła do gustu, chociaż uważam, iż niewątpliwie warto się z nią zapoznać. 


George Orwell: ,,Folwark zwierzęcy"
Wydawnictwo: Muza 2006  
Język oryginału: angielski  
Tytuł oryginału: 'Animal farm'
Przekład: Bartłomiej Zborski  
Liczba stron: 136

Farma, zwierzęta i okrutny gospodarz, który nad swymi podopiecznymi notorycznie się znęca, przysparzając im wiele cierpień. Cały ten dramat trwałby zapewne w nieskończoność, gdyby nie... bunt żyjątek, które rozpętują rewolucję i właściciela wyrzucają, że tak brzydko powiem, na zbitą twarz. Odtąd ma nie być żadnej dyktatury, żadnych rządów, żadnej władzy. Czy taki plan ma prawo bytu?
Orwell mnie zauroczył i myślę, że autor ten zasługuje na znacznie więcej niż kilka słów w zbiorowej notce. Niestety, obawiam się, że nie potrafiłabym uniknąć chaosu, pisząc o tej minipowieści - wzbudziła we mnie bowiem bardzo dużo emocji. George Orwell pokazuje nam, iż każda rewolucja pożre własne dzieci i jeżeli nie będziemy jej chcieć dla siebie, zmieniony zostanie tylko władca. Mądry, niesamowicie refleksyjny utwór, z którym zapoznać się powinien każdy. 

Andrzej Ziemiański: ,,Achaja tom 3"
Wydawnictwo: Fabryka Słów 2004 
Język oryginału: polski 
Liczba stron: 416 

Trzeci i ostatni tom Achai jest, moim zdaniem, przykładem tego, jak autorzy czasem potrafią lać wodę tylko po to, aby napisać jeszcze jedną książkę i kontynuować serię. Nie wiem, może powieść trafiła na zły okres albo została przyćmiona dziełami fenomenalnego Piekary, ale zupełnie do mnie nie przemówiła, mimo moich ochów i achów nad pierwszą i drugą częścią. Nawet na minutę nie potrafiłam się wciągnąć i skupić na losach Troy, Luan i Arkach. Za dużo tu było planów działania, za mało starej, dobrej Achai. Mimo wszystko chciałabym sięgnąć po Pomnik cesarzowej Achai. 


wtorek, 24 grudnia 2013

Nic nowego

Nic nowego, bo u każdego blogera można dziś przeczytać życzenia świąteczne :) 
Kochani - z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkim samych wspaniałości - pysznego jedzenia, miłej atmosfery, czasu spędzonego z bliskimi, fantastycznych - książkowych i nie tylko - prezentów znalezionych pod choinką. Życzę Wam również, abyście spędzili niezapomnianego i szampańskiego Sylwestra oraz, abyście nowy rok 2014 przyjęli z otwartymi ramionami - z postanowieniami lub bez. Aby nadchodzący rok był jeszcze lepszy od tego! 
http://weheartit.com

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Przedświąteczny stosik

Dobry wieczór wszystkim tym, którzy nawet przed przedświątecznym szałem mają chwilkę, aby usiąść i przeczytać ten wpis ;) 
Ostatnio powróciłam do wymian książkowych, dlatego niżej przedstawiony stosik będzie owocem niemalże samych zamian :) Podejrzewam, że po świętach pojawi się kolejna kupka egzemplarzy - w końcu każdy wie, że bony do Empiku to mój ulubiony prezent i tym właśnie mnie uszczęśliwiają :) 


Od dołu: dwie książki Anne Holt, Wybór pani prezydent i To, co się nigdy nie zdarza, bo lubię tę skandynawską pisarkę i chętnie przeczytam kolejne jej dzieła. Wyżej Pratchett razy dwa, Świat Finansjery oraz Niewidoczni akademicy - Terry'ego uwielbiam, zawsze poprawia mi humor, zatem z pewnością przyda się kilka jego utworów tak ,,na zapas" ;) Dalej Czerwona gorączka Pilipiuka - to podobno kontynuacja zbioru opowiadań 2586 kroków, a ponieważ lubię mieć uzupełnione cykle i serie, to się skusiłam. Następnie Dzieci demonów i Królewski wygnaniec - bo przekonałam się do fantastyki i teraz uparcie będę gromadzić książki zaliczające się do tego gatunku literackiego.
Ludzie to już zakup własny - przyznam szczerze, iż nigdy wcześniej nie słyszałam ani o autorze, ani o tym dziele, ale w Matrasie była taka fajna promocja... ;) Na samym szczycie mój, ekhm, dodatek do prezentu pod choinkę, czyli płyta CD i książka Rób to co kochasz - chętnie poczytam, przesłucham i przekonam się, cóż to takiego. 
Wzbogaciłam się również, dzięki portalowi Finta, w grę Gotowe na wszystko - serial darzę ogromną miłością i stwierdziłam, że w ramach relaksu chętnie pogram. Wszystko wspaniale, poza jednym mankamentem - nie da się zapisać tego, co już się dokonało, a nie mam ochoty marnować czasu na powtarzanie gry. No, cóż. 
A teraz uciekam czytać Młot na czarownice Piekary - dopiero jutro zabiorę się za pieczenie ;) 
Miłego wieczoru!

niedziela, 22 grudnia 2013

Jacek Piekara: ,,Sługa Boży"


 Wydawnictwo: Fabryka Słów 2003
 Język oryginału: polski
 Liczba stron: 280
 Tom 1 cyklu o inkwizytorze Mordimerze Madderinie

Jacek Piekara to autor, który każdemu miłośnikowi fantastyki, a w zasadzie, mówiąc ogólnie, człowiekowi lubującego się w literaturze, powinien być znany. Jest jednym z najważniejszych i najpopularniejszych przedstawicieli polskich pisarzy fantasy. Zadebiutował opowiadaniem Wszystkie twarze szatana w 1983 roku, a następnie wydał powieść pt. Labirynt. Dużą sławę przysporzyły mu dwa cykle: pierwszy o czarodzieju Arivaldzie z Wybrzeża, a drugi - o inkwizytorze Mordimerze Madderinie. 
Witamy w średniowieczu, w świecie, w którym Jezus Chrystus zszedł z krzyża i pomścił swych prześladowców. Tu, w Hez-Hezron i okolicach, inkwizytor Jego Ekscelencji Mordimer Madderin pilnie strzeże chrześcijaństwa, a każdy, kto zostanie przez waszego uniżonego sługę uznany za heretyka, otrzyma łaskę nawrócenia, aby zostać godnie spalonym na stosie. 
Mordimer Madderin, tytułowy bohater tego zbioru opowiadań, to postać bardzo osobliwa. Jest cyniczny, sarkastyczny, inteligentny, potrafi posługiwać się mieczem. Żyje według swojego własnego pojęcia moralności. Pracuje jako wierny sługa dla biskupa Hez-Hezronu, ale nie odmówi przyjęcia zlecenia od ludzi, których sprowadzają do niego przeróżne problemy - w końcu inkwizytorzy to biedne stworzenia Boże, a na wino, pokój i urodziwe dziewki pieniądze wypadałoby mieć. W wykonaniu zadań często pomagają mu odrażający Kostuch i Bliźniacy obdarzeni nadprzyrodzonymi zdolnościami. 
Zbiór opowiadań Sługa Boży składa się z pięciu opowiadań: Sługa Boży, Szkarłat i śnieg, Siewcy grozy, Owce i wilki oraz W oczach Boga. W wydaniu z roku 2003 każde z dzieł jest poprzedzone adekwatnym do treści cytatem z Pisma Świętego, a także ilustracją narysowaną przez Magdalenę Miszczak. 
Zanim przejdę do moich wrażeń z lektury, napomknę o sugerowanej chronologiczności, z jaką powinniśmy czytać cykl o inkwizytorze. Otóż z informacji, jakie nabyłam, buszując w internecie, wynika, że pierwsze cztery tomy, tzn. Sługa Boży, Młot na czarownice, Miecz aniołów i Łowcy dusz to książki mówiące o dorosłym Mordimerze, następnie Płomień i krzyż tom 1 opowiada historię matki Madderina oraz jego, kiedy był młody, zaś kolejno Ja, inkwizytor. Wieże do nieba; Ja, inkwizytor. Dotyk zła; Ja, inkwizytor. Bicz Boży to utwory przestawiające dzieje inkwizytora, gdy ten dopiero co ukończył akademię i rozwiązuje liczne zagadki. Ja zamierzam czytać we właśnie takiej kolejności, chociaż podobno można rozpocząć lekturę serii od piątego tomu, a kończąc na Łowcy dusz.
Sługa Boży to rewelacyjna lektura. Już po pierwszym, tytułowym opowiadaniu byłam zachwycona i wiedziałam, że cykl Jacka Piekary przypadnie mi do gustu. Teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, iż bardzo lubię pióro autora - zakochałam się również w  powieści Alicja, już kilka lat temu. Główny bohater, Mordimer, to charakterystyczna i oryginalna postać, do której, mimo licznych wad i tej okrutnej bezwzględności, od razu zapałałam sympatią. Zawsze spokojny i opanowany, diabelsko przebiegły i mądry, a przy tym zdeterminowany do szukania heretyków - oto, jaki jest nasz inkwizytor. 
Każde z pięciu opowiadań trzymało poziom - nie było żadnego, którego nie dałoby się czytać dobrze i z uśmiechem bądź przejęciem na twarzy. Uważam, iż ostatnie z nich, W oczach Boga, było najsłabsze, ale wciąż dobre. 
Przedstawiona przez Piekarę alternatywna historia naszego świata jest przepełniona całą plejadą okrucieństw, zbrodni, brutalności i agresji, a ludzie w niej przedstawieni błagają Boga, aby ten dał im siłę, by nie przebaczali swym wrogom. Tutaj inkwizytorzy spalają na stosie heretyków, uprzednio torturując ich w celu nawrócenia. 
Zastanawia mnie, dlaczego Fabryka Słów utworzyła aż tyle wznowień tego utworu w ciągu dziesięciu lat. Ja naliczyłam ich, o zgrozo, aż pięć! Osobiście czytałam pierwsze wydanie Sługi Bożego i absolutnie nie uważam, że czegoś w nim brakuje. Podobno te późniejsze zostały wzbogacone prequelem - aż jestem ciekawa. 
Podsumowując, polecam pierwszą część cyklu o inkwizytorze każdemu - nie tylko miłośnikowi literatury fantastycznej, ale także osobom, które lubią przygodę, wciągające i przerażające historie, czasy średniowiecza. Ja zaczęłam już czytać tom drugi - Młot na czarownice i póki co Piekara utrzymuje wysoki poziom. 

Ah, zapomniałabym - myślę, że z cyklu o inkwizytorze Mordimerze Madderinie powstałby fenomenalny serial. Szkoda, że u nas dzieła filmowe w stylu Dlaczego ja rozmnażają się niczym przez pączkowanie, a tych dobrych jest tak niewiele. 

piątek, 20 grudnia 2013

Witam!
Dziś zamierzam przedstawić pierwsze zagadnienie dotyczące poprawnego stosowania naszego ojczystego języka. Będzie to rozwiązanie częstego dylematu - linia najmniejszego oporu czy najmniejsza linia oporu? Wielu ludzi popełnia ten błąd, a, wbrew pozorom, bardzo łatwo się od tego odzwyczaić! 
Jestem pewna, iż każdy z nas wie, co oznacza ten związek frazeologiczny, jednakże na wszelki wypadek przybliżmy sobie jego znaczenie. 
Według słownika związków frazeologicznych PWN (wydanie z 2011 roku), iść, pójść po linii najmniejszego oporu to wybierać, wybrać najłatwiejszy sposób postępowania, dążyć do czegoś, uzyskać coś najłatwiejszą drogą, niewymagającą trudu, wysiłku, czyli po prostu upraszczanie sobie czegoś. 

Używanie zwrotu najmniejsza linia oporu jest nie dość, że niepoprawne, to jeszcze nielogiczne! Po pierwsze - jak to najmniejsza linia? Linia może być krótka, ale nie mała, czyż nie tak? ;) Poza tym cóż to takiego, ta linia oporu? :) 
Podsumowując, ponieważ nie ma sensu rozpisywać się w nieskończoność, skoro można wyjaśnić prosto i klarownie - mówimy: iść po linii najmniejszego oporu, tam, gdzie opór, przeszkody, są najmniejsze i najłatwiej je pokonać :) Logiczne, prawda? 
Swoją drogą, poszłam po linii najmniejszego oporu, cytując słownikową definicję tego związku frazeologicznego ;) 

Jeżeli chcecie, abym poruszyła jakąś kwestię, która Was interesuje, zachęcam do wysyłania e-maili! 

piątek, 13 grudnia 2013

Ian McEwan: ,,Na plaży Chesil'


 Wydawnictwo: Albatros 2011
 Język oryginału: angielski
 Tytuł oryginału: 'On Chesil Beach'
 Przekład: Andrzej Szulc
 Liczba stron: 198

Ian McEwan to angielski pisarz, który zadebiutował zbiorem opowiadań Pierwsza miłość, ostatnie posługi w 1975 roku (w Polsce utwór ten został wydany dopiero w 2009). Do tej pory napisał dwanaście powieści, w tym, nominowaną do Nagrody Bookera, Pokutę. Co ciekawe, autor nazywany jest czasem Ianem Makabrą - z powodu tematyki swej wczesnej twórczości. 
W czerwcu 1962 roku Florence i Edward, para nowożeńców, przybywa do hotelu położonym na plaży Chesil. Mają, dosadnie mówiąc, skonsumować swoje małżeństwo. Ona, córka biznesmena i filozofki, skrzypaczka odnosząca sukcesy, została wychowana, podróżując i zajadając smakołyki, o których klasa średnia może tylko pomarzyć. On, z wykształcenia historyk, na co dzień spokojny, a od święta uwielbiający bójki pod pubami. Ona seks zna tylko z poradników dla młodych panienek, on - ze sprośnych dowcipów swoich kolegów. Obydwoje, zakochani w sobie, z przerażeniem myślą o czekającej ich chwili, gdy związek zostanie w pełni zawarty. I tak toczy się akcja jednej nocy poślubnej, która zmieni tak wiele. 
Na plaży Chesil to moje pierwsze spotkanie z Ianem McEwanem i, muszę przyznać, całkiem udane. Do gustu przypadł mi styl pisania autora - chłodny, zdystansowany, bardzo szczegółowy (do tego stopnia, iż w książce pojawił się nawet opis zetknięcia palca mężczyzny z pojedynczym włoskiem łonowym!). Do tego stopnia, że momentami podawanie wszystkich detali jest niesmaczne, ale to tylko czasem. McEwan zabiera swym bohaterom jakąkolwiek prywatność i odsłania przed nami wszystkie ich myśli i emocje. 
Powieść, która pozornie wydaje się być utworem nic niewnoszącym, ot, zwykłą opowiastką od dwójce zakochanych ludzi, którzy boją się spędzić ze sobą noc poślubną, jest tak naprawdę czymś znacznie większym. Autor przedstawił tu psychologiczny portret dwóch osób, które nie potrafią się ze sobą porozumiewać, mimo tego, iż uczucie, jakim się nawzajem darzą, nazywają miłością. McEwan pokazuje, jak kończy się związek idealny - taki, w którym nie ma kłótni, sprzeczek - a dlaczego? Ponieważ ze sobą nie rozmawiają! Nie ma zderzeń różnych osobowości, zażartych dyskusji, wypowiadania swojej opinii na dany temat. Zawsze w takiej idealnej relacji w końcu coś wybucha. 
Na plaży Chesil spowodowała, że podczas lektury nachodziły mnie różne refleksje dotyczące nie tylko związków ogólnie, ale również mojego własnego. Mimowolnie zaczęłam obserwować zachowania moje i partnera, ale, co stwierdziłam z wielką ulgą, my stanowimy przeciwieństwo opisanej w książce pary. 
Ian McEwan, poza wyczerpującymi opisami uczuć i myśli towarzyszących dwójce bohaterów, zawarł w powieści także przypadkowe epizody z ich życia - historie z dzieciństwa, a także z niedalekiej przeszłości. To wszystko pomaga czytelnikowi zrozumieć charakter i osobowość danej postaci. Wnikliwy odbiorca tworzy w głowie wyżej wspomniany portret psychologiczny zarówno Florence, jak i Edwarda. 
Budowa książki, a także relacje bohaterów, przypominają letnią pogodę, kiedy to piękny, słoneczny dzień raptownie zamienia się w szarość z burzą z piorunami. Po spokojnym rozwinięciu następuje burzliwe i dramatyczne zakończenie, które, nawiasem mówiąc, wyszło autorowi znakomicie, aczkolwiek uważam, że czegoś zabrakło - być może większej dawki emocji? 
Zdecydowanie polecam! 

czwartek, 12 grudnia 2013

Porozmawiajmy o języku: wprowadzenie [1]

Witam wszystkich,
dzisiejszym postem chciałabym rozpocząć coś nowego, niebezpośrednio połączonego z książkami, aczkolwiek myślę, że pomysł zostanie przyjęty całkiem pozytywnie. Pomyślałam, że co tydzień (konkretny dzień jeszcze ustalę, zobaczę, kiedy mam najwięcej czasu) na blogu pojawiać się będą wpisy poruszające tematykę poprawnego używania konkretnych zwrotów, rozróżniania słów, pomagające uniknąć popełniania błędów językowych. Dlaczego? 
Otóż odkąd pamiętam, bardzo interesuję się językiem i jego poprawnym stosowaniem. Inspiracją i autorytetem w tej kwestii jest dla mnie prof. Jerzy Bralczyk, którego bloga oglądam z zamiłowaniem. Staram się kopać i wywęszać coraz to nowe zagadnienia i dowiadywać się, gdzie popełniałam błąd. 
Chcę się z Wami dzielić swoimi spostrzeżeniami. Nie odbierajcie tego jako wywody kogoś, kto uważa, że pozjadał wszystkie rozumy - nie! Ja nawet nie studiowałam językoznawstwa (chociaż ten kierunek kusi, oj kusi ;)). Potraktujcie to jako ciekawostki, które sama, w niektórych przypadkach, niedawno odkryłam. 
Mam nadzieję, że propozycja zostanie odebrana optymistycznie. Dziś tylko wprowadzenie, od następnego tygodnia ruszam z pierwszym zagadnieniem. Jeżeli ktoś chciałby, abym poruszyła daną kwestię - proszę o pisanie e-maila, a ja zobaczę, co da się z tym zrobić ;) 
Pozdrawiam!

środa, 11 grudnia 2013

Jakub Ćwiek: ,,Dreszcz"


 Wydawnictwo:Fabryka Słów 2013
 Język oryginału: polski
 Liczba stron: 296
 Ilustracje: Iwo Strzelecki
 Tom pierwszy cyklu ,,Dreszcz" 


Jakub Ćwiek to polski pisarz głównie fantastyki, miłośnik i znawca popkultury. Studiował kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Debiutował zbiorem opowiadań pt. Kłamca w roku 2005, a następnie napisał trzy kolejne tomy tego cyklu. Co ciekawe, Ćwiek, podczas wystawiania sztuki teatralnej na podstawie opowiadania Samobójca, wcielił się w rolę swojego bohatera Lokiego. 
Ryszard Zwierzchowski, albo krócej - Zwierzu, to rockman w podeszłym wieku. Prowadzi pasożytniczy tryb życia - wzbrania się rękami i nogami przed pójściem do pracy, utrzymuje go córka, a w jego codziennej diecie nie może zabraknąć narkotyków i alkoholu. Zwierzu nie wytrzymałby nawet dnia bez dawki ulubionej muzyki - AC/DC, Guns n' roses i Black Sabbath. I tak mija u przestarzałego rock n' rollowca godzina za godziną, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem... aż do pewnego słonecznego popołudnia, kiedy to Ryszarda trafił piorun. Po tym feralnym wypadku Rychu odkrywa w sobie duszę superbohatera - może strzelać prądem z palców! 
Każdy rozdział w Dreszczu to tytuł danej piosenki zespołu AC/DC. W książce znajduje się również bardzo dużo cytatów z tekstów utworów muzycznych, które, zaznajomiony z nimi czytelnik, wręcz śpiewa w myślach. 
Warto wspomnieć o ilustracjach umieszczonych w powieści, które wykonał Iwo Strzelecki. Są narysowane bardzo starannie i szczegółowo, ilustrator ma niewątpliwy talent. To już kolejna książka wydana przez Fabrykę Słów, w której rysunki wyjątkowo mi się spodobały.
Skoro techniczną stronę książki mam już za sobą, czas na krytykę. A tej jest całkiem sporo. 
Już na początku napiszę - zupełnie mi ta powieść nie przypadła do gustu. Było nudno, irytująco, żenująco, i ... jeszcze nudniej. Dawno nie wynudziła mnie tak żadna lektura, niemalże zapomniałam już o uczuciu, jakie towarzyszy przy ciągłym sprawdzaniu, ile stron pozostało do końca - uczuciu zniecierpliwienia i pragnienia rzucenia gniotem w kąt pokoju, najlepiej najdalszy, ażeby na bubla nawet nie patrzeć. Z drugiej strony chęć dokończenia tego, co się zaczęło czytać, bo już niewiele zostało
Postacie wykreowane przez Jakuba Ćwieka nie podbiły mojego serca. Irytujący, wiecznie naćpany rockman (swoją drogą, żenujące określenie) próbujący naśladować Ozzy'ego Osbourne'a, wymigujący się od pracy i jakichkolwiek obowiązków - nie dość, że prymitywny, to jeszcze zupełnie nieśmieszny. Kolejnym dziwnym bohaterem jest Bejnamin Branford - szesnastolatek, który ma niewątpliwie smykałkę do przekrętów, inteligentny dzieciak, ale z irracjonalnymi marzeniami - kto by chciał być lokajem superbohatera? 
Styl pisania Ćwieka to kolejna irytująca mnie sprawa - autor ewidentnie próbował dzięki narracji wzmocnić rockowy klimat utworu, ale, no cóż, nie wyszło mu - pióro a la luzak moim zdaniem nie pasuje do pisarza. 
Podsumowując - jestem na nie. W Dreszczu potwierdza się powiedzenie, iż dobra okładka to nie wszystko. Mam teraz dylemat, czy sięgać po tom drugi, który ma podobno zostać wydany w listopadzie 2014 roku. Zastanawiam się również, czy warto przeczytać inne książki Jakuba Ćwieka, ponieważ na Kłamcę ostrzę pazury od dawna. 


Rozwiązanie konkursu!

Witam wszystkich serdecznie!
Dziś krótko, bo spieszy mi się do lektury najnowszej książki Jakuba Ćwieka, mianowicie ,,Dreszcza" ;) Powieść zupełnie nie robi na mnie wrażenia, ale wypadałoby skończyć i napisać recenzję :) 
W czwartek 5 grudnia ogłosiłam konkurs mikołajkowy, w którym do wygrania były dwie książki - ,,Diablice" oraz ,,Brutalna prawda". Jako iż zgłoszeń było mało, niektórzy nie podali (mimo prośby) wybranego tytułu w razie wygranej, a poza tym nikt nie był chętny na ,,Diablice", postanowiłam, że podeślę oba utwory razem dla Zwycięzcy, którym jest... 

SCATHACH!! 

Oto wypowiedź Zwyciężczyni: 
Ze świętami Bożego Narodzenia kojarzy mi się "Podarunek Cecilii Ahern.
Podobnie jak inne książki tej autorki realizm miesza się w niej z magią, nadając jej znamion niezwykłości. Coś identycznego dzieje się właśnie w święta Bożego Narodzenia - codzienność "czarowana" jest rodzinną atmosferą, ciepłem domowego ogniska, zapachem żywej choinki i pierników, dźwiękiem płynących z daleka kolęd. To jedna nie wszystko, bowiem ta powieść Ahern jest tym bardziej wyjątkowa, że oprócz posługiwania się mieszaniem magii z realnością, podejmuje motyw świąt. Akcja rozpoczyna się 24 grudnia i prowadzi głównego bohatera krętymi ścieżkami i przenosi nas na komisariat - niezbyt fortunne miejsce do spędzenia Wigilii. A jednak to właśnie tam dochodzi do przemiany serca, tak silnie kojarzącej mi się właśnie z Gwiazdką. Bóg, przychodząc na świat pod postacią człowieka odmienia nasze życia, tchnie w nie swojego Ducha, zwanego przez nas potocznie "magią". I choć w książce tej o Bogu nie ma ani słowa - nie sposób o BOŻYM Narodzeniu myśleć w innych kategoriach.
Najlepsza książka na ten szczególny okres, którą dane mi było czytać.
Przemienia i czyni codzienność świętem.
Osobę, która wygra książki, losowałam, niestety nie dysponuję teraz dobrym aparatem, aby losowanie udokumentować :)
Gratuluję!!
Życzę miłego wieczoru!

sobota, 7 grudnia 2013


 Wydawnictwo: Bellona 2007
 Język oryginału: angielski
 Tytuł oryginału: 'Black girl, white girl'
 Przekład: Barbara Cendrowska-Werner
 Liczba stron: 324


 Joyce Carol Oates to amerykańska autorka ponad pięćdziesięciu powieści zahaczających o całą paletę gatunków - od kryminałów i horrorów, przez utwory obyczajowe, po książeczki dla dzieci. Ponadto jest eseistką i poetką. Poza pisaniem zajmuje się wykładaniem na Wydziale Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Princeton i, wraz ze swoim mężem, redagowaniem magazynu Ontario Review. Jej dzieła charakteryzują się tematyką przemocy i kondycji kobiet. Była kilkakrotnie nominowana do Nagrody Pulitzera (na przykład za powieść Blondynka, stanowiącą biografię o Marilyn Monroe). Inspiracje czerpie z takich postaci jak Sylvia Plath, Bob Dylan, William Faulkner. 
W Czarnej dziewczynie, białej dziewczynie spotykamy się z dwiema kontrastującymi ze sobą młodymi, wkraczającymi w dorosły wiek kobietami. Jedną z nich jest Generva Mead - biała córka hippiski i lewicującego prawnika, powszechnie lubiana i szanowana. Dzieli ona pokój z czarną  Minette Swift, zagorzałej katoliczki, mającej ojca pastora. Minette to gruboskórna, chłodna osoba, która nie dopuszcza do siebie nikogo, ukryta za masywnymi, różowymi okularami. Z czasem między współlokatorkami zaczyna się wytwarzać więź, która jednak będzie miała tragiczne zakończenie. 
Joyce Carol Oates to specyficzna i z całą pewnością wyjątkowa pisarka. Jej styl pisania nie każdemu się może spodobać - jej pióro jest surowe, twarde, obiektywne, zdystansowane. O unikatowości dzieł Oates przekonałam się po raz drugi, ponieważ kiedyś, kilka lat temu, czytałam inną jej powieść, mianowicie Gwałt. Opowieść miłosna, w której autorka również porusza kwestię kobiet, aczkolwiek z nieco innej strony. Oates jest bezpośrednia, a jednocześnie wcale nie pisze wszystkiego - pozostawia czytelnikowi bardzo dużo do prywatnych domysłów, przemawia między wierszami. Z tego powodu uważam, iż jej książki powinno się czytać dawkami, niedużymi, żeby niczego nie przeoczyć. Należy je studiować i analizować
Czarna dziewczyna, biała dziewczyna zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Porusza kwestię rasizmu w latach siedemdziesiątych (dokładniej w 1974-1975), kiedy to trwa agonia epoki ,,dzieci kwiatów", protestów, rewolucji, narkotyków. Nie robi tego jednak w typowy sposób. Oates odwraca kota ogonem - tutaj czarnoskóra dziewczyna sama prowokuje, podpuszcza i gardzi białymi ludźmi. 
Minette to niemiłosierna hipokrytka - narzeka na wykorzystywanie przez ludzi swoich pozycji, podczas gdy sama na każdym kroku żeruje na przykrościach, które ją napotykają, i sięga po coraz większe przywileje - autorka pokazuje tu nieprawidłowości i wady równości. Jest chrześcijanką, wierzy w Boga i Jezusa Chrystusa, natomiast traktuje wszystkich z góry, bez szacunku, jest zarozumiała i samolubna. Nie potrafiłam ani polubić, ani zrozumieć tej postaci, ale właśnie o to chodziło Joyce Carol Oates, która umyślnie kreuje antypatycznych. 
Z kolei u Genny, która najpierw z czystej życzliwości i ciekawości chciała się zaprzyjaźnić z ciemnoskórą współmieszkanką pokoju akademika, pragnienie zbliżenia się do Minette przeradza się, moim zdaniem, w paranoję, fanatyzm. Dziewczyna przy byle okazji musi się bardzo pilnować, aby nie zrazić do siebie koleżanki - nie tylko złym doborem słów, ale nawet spojrzeniem, przypadkowym dotknięciem. 
,,Dlaczego żywiej pamiętamy uczucie wstydu niż dumy? A własny wstyd bardziej niż cudzy?" (str. 36) 
Rasizm to bardzo delikatna kwestia, podobnie jak wszelkie inne przejawy nietolerancji. Autorka przełamała stereotypy i zaprezentowała sprawę nieco inaczej, bardziej kontrowersyjnie - jak to u Oates bywa. Ja bardzo lubię i dobrze odnajduję się w jej książkach. Wam polecam zapoznanie się z utworem o nienawiści rasowej z trochę innej perspektywy. 


Swoją drogą, poszukuję, głównie na wymianę, wszystkich tomów ,,Kłamcy" Ćwieka, ,,Pana Lodowego Ogrodu" Grzędowicza, ,,Pomnika Cesarzowej Achai" Ziemiańskiego, ,,Wiedźmina" Sapkowskiego (poza ,,Mieczem przeznaczenia") i ,,Oka jelenia" Pilipiuka. Ktoś, coś? Jeśli tak, proszę o napisanie e-maila, tam podam listę książek do zaoferowania. 
I zapraszam serdecznie do wzięcia udziału w moim mikołajkowym konkursie - do wygrania dwie książki (hop, post niżej) :) 
Pozdrawiam!

czwartek, 5 grudnia 2013

Mikołajkowy konkurs

Dzień dobry, a może, zerkając na niebo za oknem - dobry wieczór ;)
Jutro, 6 grudnia, będzie uwielbiane przez wszystkich święto - Mikołajki. W tym czasie obdarowujemy bliskich prezentami, sami również je otrzymujemy. Z tej okazji chciałabym sprezentować dwóm Czytelnikom mojego bloga książki - ponieważ bez Was Książki są lustrem nie byłoby takie same, a może, kto wie, w ogóle by nie istniało. Dzięki każdemu komentarzowi, każdej odsłonie, robi mi się cieplutko na sercu i cieszę się, że jest ktoś, kto czyta moje wypociny :) 
Do wygrania są dwie książki: 

1. ,,Brutalna prawda" - Karen Robards 
2. ,,Diablice" - Tadeusz Klimowski 

Zadanie konkursowe brzmi: jaka książka kojarzy Ci się ze świętami Bożego Narodzenia i dlaczego? 
Na odpowiedź (w komentarzu pod tym postem) macie czas do 10 grudnia :)
W komentarzu proszę również o informację, którą z książek wybieracie.



Zasady:
1. Konkurs trwa od 5 grudnia 2013 do 10 grudnia 2013. 
2. Każdy uczestnik konkursu proszony jest o podanie w komentarzu wraz ze zgłoszeniem swój aktualny adres e-mail. 
3. Zadanie konkursowe polega na napisaniu kilku zdań o książce, która kojarzy Ci się ze świętami Bożego Narodzenia wraz z uzasadnieniem swojej decyzji (w komentarzu pod TYM postem). 
4. Wygrany ma trzy dni na podanie swoich danych adresowych od momentu, gdy wyślę e-maila informującego o zwycięstwie. 
5. Wysyłka nagród tylko na terenie Polski. 
6. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście udostępnili ten wpis, aczkolwiek nie jest to warunek konieczny. 
7. Udział w konkursie jest równoznaczny z akceptacją regulaminu. 

Czas - start! 

Zapowiedzi styczniowe

Witam!
Jako iż zbliża się przyjemny dla każdego czas obfitujący w prezenty, okres świąt, postanowiłam nieco umilić Wam wybieranie, oglądanie, kupowanie książek. Tylko spójrzcie, jakie interesujące pozycje planują  wydawnictwa w styczniu. Co Was najbardziej kusi? ;) 

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
 Premiera: 7 stycznia
 Cena detaliczna: 32,00 zł

Czy można poznać samą siebie, nie znając swoich przodków? 

Nie miałam ani matki, ani babci, los pokarał mnie matko-babcią, hydrą z dwoma głowami –wyznaje 27-letnia Marta Żółkiewska. Dorastała na Dolnym Śląsku, wychowali ją dziadkowie, matka zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach, ojca nigdy nie poznała. 
Po śmierci ukochanego dziadka ucieka na studia do Warszawy, dostaje pracę, chce założyć rodzinę. Kiedy traci ciążę, nieoczekiwanie przychodzi list z ultimatum: albo wróci do rodzinnego domu, albo babcia przekaże go kościołowi. 
Na miejscu okazuje się, że przeszłość jej rodziny kryje wiele tajemnic. Czy Marcie uda się ustrzec przed błędami przodków i pójść własną drogą? Dlaczego matka nie umiała kochać? I co stało się z babcią Florą, która znika tuż po przeprowadzce wnuczki? 

Cały czas skanowałam wzrokiem kąty w poszukiwaniu nieszczęsnego kluczyka. Byłam zła na siebie, że nie zaczęłam od tych szuflad. Teraz wydawało się to oczywiste. Niewykluczone, że miałam ten kluczyk wcześniej w zasięgu ręki, ale uznałam go za nieinteresujący. Oczami wyobraźni widziałam szufladę wypełnioną listami do mnie. Listami, które moja matka systematycznie wysyłała, a których nigdy nie dostałam.

Niezwykle intrygująca, świetnie napisana powieść o kobiecie, która postanawia poszukać swoich korzeni i nie boi się konfrontacji z trudną prawdą. 


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Premiera: 14 stycznia
Cena detaliczna: 29,90 zł 

Prawdziwa historia chłopca cudem ocalałego z Holocaustu.

Nawet w najbardziej mrocznych czasach – a może zwłaszcza wtedy – jest miejsce dla siły woli i odwagi.

Leon Leyson (właśc. Lejb Lejzon) miał tylko dziesięć lat, gdy naziści najechali na Polskę, i musiał wraz z rodziną przenieść się do krakowskiego getta. Dzięki nieprawdopodobnemu szczęściu, a także hartowi ducha i sprytowi, udało mu się przetrwać sadystyczne praktyki nazistów, w tym demonicznego Amona Goetha, komendanta obozu koncentracyjnego w podkrakowskim Płaszowie. Jednak w ostatecznym rachunku to wspaniałomyślność i przebiegłość jednego człowieka – Oskara Schindlera – uratowała życie Leona Leysona i jego rodziny. Schindler wpisał ich na listę pracowników swojej fabryki – lista ta stała się znana na świecie jako „lista Schindlera”.

Książka wspaniale oddaje niewinność młodego chłopca, który musiał przejść przez piekło. Najbardziej uderza w niej brak słów pełnych nienawiści; wiele za to mówi o ludzkiej godności i woli przetrwania.

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
 Premiera: 14 stycznia 
 Cena detaliczna: 58,00 zł 

„Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie” – ostrzegały słowa umieszczone nad wejściem do piekieł w dziele Dantego. Zdanie to mogłoby widnieć na słupach granicznych kraju, którym rządził Stalin. Ofiarą psychopaty, którego w równym stopniu fascynowała władza, co terror i ludzkie cierpienie, padły miliony bezbronnych i niewinnych ludzi. Umierali z głodu, znikali na zawsze w łagrach albo byli mordowani, by zaspokoić żądzę krwi Stalina.

W swojej wybitnej, wstrząsającej książce Jörg Baberowski prowadzi czytelnika w paranoiczny świat sowieckiego dyktatora i tworzy nieznane perspektywy, pozwalające na nowo odczytać przyczyny stalinowskich zbrodni. Jest to jednocześnie książka wymagająca, gdyż autor każe nam śledzić setki dokumentów, listów, donosów, raportów, wspomnień i relacji świadków, byśmy spróbowali sami – porzucając intelektualny komfort niewiedzy – zrozumieć „logikę terroru”. 

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
 Premiera: 9 stycznia 
 Cena detaliczna: 34,00 zł

Opowieść o odważnej kobiecie, która postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę.

Justyna zaczyna wszystko od nowa. W starym życiu była porzuconą córką, starszą siostrą, gotową do poświęceń przyjaciółką i zdradzoną żoną. Teraz jest niezależna, samowystarczalna i bezkompromisowa. Nie szuka przyjaźni, ludzi trzyma na dystans. Obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli nikomu się do siebie zbliżyć. Nikt już jej nie zrani. Złe wspomnienia zostawiła za sobą. Odcięła się od poprzedniego życia. Zmieniła numer telefonu. Przeszłość jednak puka do jej drzwi. Niespodziewanie wraca ojciec Justyny. Dwadzieścia lat wcześniej zostawił rodzinę i zniknął. Czy Justyna mu wybaczy? Czy potrafi otworzyć się na miłość? Czy decyzja o emocjonalnej izolacji w nowym miejscu przyniesie jej szczęście?

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Premiera: 21 stycznia 
Cena detaliczna: 34,00 zł

Znakomity thriller psychologiczny – trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony opowieść o winie i zemście.

Policja w Akwizgranie dostaje anonimową informację o porwaniu małej dziewczynki. Komisarze Seifert i Menkhoff przeżywają szok, kiedy okazuje się, że ojcem dziecka ma być doktor Joachim Lichner, psychiatra, którego kilkanaście lat wcześniej po spektakularnym procesie poszlakowym wsadzili do więzienia za zamordowanie małej dziewczynki. 
Lichner wypiera się wszystkiego, nawet tego, że w ogóle ma dziecko, i podobnie jak przed laty zapewnia o swojej niewinności. Czyżby ktoś znów chciał go wrobić? Dlaczego komisarz Menkhoff tak zaciekle stara się udowodnić mu kolejną zbrodnię? I czemu doktor coraz bardziej plącze się w zeznaniach, gdy tylko dotyczą one jego dawnej kochanki? Rozpoczyna się bezwzględny pojedynek psychologiczny… 
Arno Strobel podejmuje wyrafinowaną grę z czytelnikiem, opowiadając historię ustami komisarza Seiferta, w dwóch coraz bardziej zacieśniających się planach czasowych. Za każdym razem kiedy wydaje się nam, że zbliżamy się do prawdy, autor myli tropy, a pod spodem ukazuje się drugie dno. A potem trzecie…

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Premiera: 28 stycznia 
Cena detaliczna: 36,00 zł 

Poruszająca powieść o dziewczynie z amerykańsko-japońskiej rodziny, która po ataku na Pearl Harbor trafia do obozu dla internowanych.

Satomi jest jedynym dzieckiem z mieszanego, amerykańsko-japońskiego małżeństwa w położonej w Kalifornii Angelinie. Oczywiście mieszkają tam też inni Japończycy, ale Satomi nie należy ani do białej, ani do japońskiej społeczności miasteczka. Dla obu stron jest „inna”.
Sytuacja dziewczyny – i wszystkich tych, w których żyłach płynie choć kropla japońskiej krwi – pogarsza się, kiedy Japonia zaczyna stanowić zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Ojciec Satomi wstępuje do marynarki, po części po to, bo bronić ojczyzny, po części dlatego, że pragnie chronić żonę i córkę przed rasistowskimi atakami, ginie jednak podczas bombardowania Pearl Harbor. W oczach sąsiadów nie staje się jednak bohaterem – ci milczeniem przyjmują jego śmierć i odsuwają się od Satomi oraz jej matki. Wkrótce obie trafiają do obozu dla internowanych, którego mieszkańcy traktowani są jak zwierzęta.
Satomi trudno jest się pogodzić z tą nagłą utratą wolności, odrazę budzi w niej kompletny brak prywatności i prymitywne warunki, do jakich musi się przystosować. Jednak to właśnie w obozie po raz pierwszy odkrywa, co znaczy przynależeć do wspólnoty.
Przez cały czas Satomi tęskni jednak za miłością. Po opuszczeniu obozu wyrusza na wschód, do Nowego Jorku, gdzie znajduje pracę, nędzne lokum i kilku kandydatów do swojej ręki. Spotyka opiekuńczych mężczyzn, dzięki którym jej życie mogłoby być łatwiejsze, jednak nadal nie ustaje w poszukiwaniu prawdziwego uczucia – i odnajduje je w zupełnie nieoczekiwanych miejscach.

Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Premiera: 10 stycznia 
Cena detaliczna: 39,00 zł

Połączyła ich bezsenność

Dwie mityczne istoty z odległych stron świata spotykają się w jednym mieście pod osłoną nocy. Golem Chava - stworzona w dalekiej Polsce oraz dżin Ahmad - zrodzony z ognia w starożytnej Syrii.

Debiutancka powieść Helene Wecker w niezwykły sposób splata żydowską tradycję z kulturą Bliskiego Wschodu i literacką wizją Nowego Jorku u schyłku XIX wieku.

Niezwykły tygiel magii, wierzeń i mitów w jedynej takiej książce.



niedziela, 1 grudnia 2013

Gabriel Juan Vasquez: ,,Hałas spadających rzeczy"


 Wydawnictwo: Muza 2012
 Język oryginału: hiszpański
 Tytuł oryginału: El ruido de las cosas al caer
 Przekład: Tomasz Pindel
 Liczba stron: 232

 Gdy Antonio Yammara w klubie z bilardem poznał Ricarda Laverde, nawet by nie pomyślał o tym, jak bardzo ta znajomość zmieni jego życie. Ricardo to starszy już mężczyzna, zamknięty w sobie, skryty, tajemniczy. Pewnego dnia Laverde ginie na ulicy od kuli wymierzonej przez nieznajomego - idąc bogotańskimi ulicami razem z Antoniem. 
Wkrótce pragnienie odnalezienia prawdy przeradza się w obsesję, która wpływa na całe życie Antoniego Yammary. Rozpoczyna on amatorskie dochodzenie na własną rękę, przy okazji którego cofnie się aż do lat 70'. 
Hałas spadających rzeczy to na pewno nie kryminał, chociaż tak mogłoby się wydawać po lekturze opisu z okładki. Nawet jeżeli autor chciał napisać powieść typowo detektywistyczną, nie udało mu się, chociaż wątpię, iż Vasquez miał to w zamiarze. Utwór ten nazwałabym raczej obyczajowym z domieszką zagadki, zbrodni, sensacji. 
Poza głównym wątkiem, który opowiada o aktualnym życiu głównego bohatera, Antoniego Yammary, w Hałasie spadających rzeczy znajdziemy zarys sytuacji ekonomicznej i społecznej w Kolumbii w latach 70', kiedy to amerykańskie państewko było pogrążone w kryzysie, a na ulicach panowały mafie z narkotykowymi baronami na czele. Ponadto w książce spotkamy się z interesującymi i bardzo realistycznymi opisami katastrof lotniczych. Tak, lotnictwo odgrywa w Hałasie spadających rzeczy bardzo istotną rolę. 
Mnie się ta powieść nieszczególnie podobała. Co prawda miło jest odpocząć od typowego amerykańskiego pióra, pełnego współczesnych zwrotów i szybkiej akcji; mimo wszystko książka mnie nudziła, a główna postać niezmiernie irytowała - w końcu kto normalny będzie kopał w starym dole, kiedy rozsypuje mu się małżeństwo? Trzeba wyznaczać sobie priorytety. 
Akcja toczy się wyjątkowo powoli i leniwie. Duża część książki to wewnętrzne monologi Antoniego, przywoływanie wspomnień z przeszłości, refleksje, wynurzenia... Taka kompozycja bardzo nuży. 
Cóż, ta powieść nie zrobiła na mnie wrażenia. Uważam, że jest wiele innych pozycji na rynku literackim, po które warto sięgnąć. Dla mnie - strata czasu. 

piątek, 29 listopada 2013

Mam co czytać!

Dobry wieczór wszystkim :) Dzisiejszy post będzie jednym z tych, w których się chwalę, czyli dzisiejsze, ekhm, zdobycze książkowe. Jestem bardzo zadowolona, ponieważ znajoma, która jest akurat w trakcie przeprowadzki, zrobiła selekcję swojej biblioteczki i stwierdziła, że część z nich jest jej niepotrzebna... a że wiadomym jest, iż my, mole książkowe, zawsze znajdziemy miejsce dla kilku bezdomnych egzemplarzy - zgłosiła się do mnie ;) 
Przedstawiam Wam stos książek, które przed chwilą przytargałam do domu - całe szczęście, że mieszkam w małym mieście, bo inaczej dotarłabym nieprzytomna - i tak wróciłam cała zgrzana i zdyszana ;) 

Część z tych utworów już kiedyś miałam przyjemność poznać, o innych tylko słyszałam. Ze wszystkich bardzo się cieszę :)
Dziś wreszcie piątek, a ja w ten weekend zamierzam troszkę poczytać. Aktualnie spędzam czas przy ,,Hałasie spadających rzeczy", ale ta książka nie robi na mnie dużego wrażenia - przyznam, iż momentami mnie po prostu nudzi. A Wy co dziś czytacie? :) 


wtorek, 26 listopada 2013

Andrzej Ziemiański: ,,Achaja, tom 2"


 Wydawnictwo: Fabryka Słów 2003
 Język oryginału: polski
 Liczba stron: 558
 Tom 2 cyklu o Achai 

O Andrzeju Ziemiańskim i o tym, że zdecydowanie zachęcił mnie do częstszego sięgania po fantastykę, wspominałam niedawno przy okazji recenzowania pierwszego tomu cyklu o Achai. Spotkałam się z wieloma niepochlebnymi opiniami na temat tych powieści, mnie się natomiast bardzo podobała część pierwsza - a przynajmniej na tyle, że z niecierpliwością pobiegłam do biblioteki wypożyczyć kolejną. Gabaryty, cóż, zadowalające, bo to wciąż ponad pół tysiąca stron przyjemności, chociaż w trzecim tomie, który już spokojnie spoczywa na półeczce ''do pilnego przeczytania", jest ich już zaledwie czterysta. Szkoda. 
Po tym, jak Achaja była księżniczką Troy, członkiem armii, niewolnicą, prostytutką i stała się szermierzem natchnionym, prawdopodobnie dziewiętnastoletnia już niewiasta (ona sama nie jest pewna, ile ma lat) zdecydowała się spocząć w małym królestwie Arkach. Przyciągnęła ją do tego miejsca wolność, której nie znalazłaby nigdzie indziej. Tu nawet chłopi w karczmach zaklinają królową, posłów i całą władzę. To wojowniczkę urzekło. 
Jednakże los nie pozwala dziewczynie spoczywać na laurach - po tak wielu próbach wytrwałości i siły, Achaję czekają kolejne wyzwania i trudne wyprawy. Bohaterka odkryje w sobie coś, o czym kiedykolwiek wcześniej nawet nie śniła. Pozna nowych ludzi, będzie miała okazję zmierzyć się z samym mistrzem. Jak to się skończy? 
W środkowym tomie Andrzeja Ziemiańskiego, bez dwóch zdań króluje tytułowa bohaterka - to na niej skupia się autor, inne postacie pozostawiając daleko w tyle. Czarownik Meredith (nie mam pojęcia, dlaczego, ale ciągle nazywam go Mordimerem) ukazał się zaledwie na początku powieści, a szubrawcy Sirius i Zaan niby nadal coś knują i kombinują, ale z dala od czytelniczych oczu, a przynajmniej do połowy utworu ich obecność jest zdawkowa. Ja nie miałam nic przeciwko tej zmianie, ponieważ wątki Achai są moim zdaniem najciekawsze i z najbardziej wartką akcją. 
Język pozostał ten sam - pełen wulgaryzmów (jak to w wojsku), prosty, zrozumiały. Ziemiański niestety wciąż ma skłonności do szowinistycznych opisów, jak to przez króciutką skórzaną spódniczkę, opinającą zgrabne pośladki kobiety, było wszystko widać, i inne takie. Osobiście nie razi mnie to na tyle, abym zaprzestała lektury, aczkolwiek zdecydowanie zniesmacza. 
W tomie drugim dzieje się bardzo dużo, ale i tak mniej niż w pierwszym. Widocznie autor miał mniej pomysłów albo zamierza zaskoczyć czytelników w finałowej powieści. Zobaczymy. 
Ja będę zachwalać, polecać, zachwycać się tą serią - bo bardzo ją lubię, wciąga mnie, relaksuje oraz ostatecznie zachęciła do fantastyki. Ciekawa jestem ekranizacji. Polecam gorąco!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Sara Shepard: ,,Gra w kłamstwa"


 Wydawnictwo: Otwarte 2013
 Język oryginału: angielski
 Tytuł oryginału: 'The Lying Game'
 Przekład: Mariusz Gądek
 Liczba stron: 296
 Tom 1 serii ,,Gra w kłamstwa"


O Sarze Shepard mówić chyba nie trzeba. Prawdopodobnie każdy miłośnik książek - i nie tylko, bo również fani seriali - słyszał o tej autorce, która zasłynęła dzięki bestsellerowej serii Pretty Little Liars, na podstawie której powstała ekranizacja w formie serialu. O cyklu pisałam dwa razy, ponieważ zdążyłam już przeczytać trzy pierwsze tomy, natomiast nowych odcinków adaptacji wyczekuję ze zniecierpliwieniem. Już podczas lektury Pretty Little Liars spostrzegłam zadziwiający mnie fakt, iż serial zupełnie odbiega od oryginału. Tym razem jest to dla mnie jeszcze większa zagadka. 
Sutton Mercer ma wszystko. Jest piękna, popularna, ma wspaniałego chłopaka, oddane przyjaciółki, kochającą rodzinę, pieniądze - niczym w bajce. Ma także pasję - dokuczanie innym ludziom, którą nastolatka nazywa ,,Grą w kłamstwa". Zabawa ta, w której udział bierze Sutton i jej koleżanki, tylko wybrani, polega na robieniu psikusów niekoniecznie przypadkowym osobom. Numery te dla wykonujących są niezwykle zabawne, zaś dla pokrzywdzonych mogą skończyć się tragicznie. Pewnego dnia Sutton budzi się jako duch. Czy to możliwe, aby sama padła ofiarą swoich gierek?
Emma Becker jest istnym przeciwieństwem wyżej przedstawionej bohaterki. Dziewczyna odkąd pamięta, błąka się po rodzinach zastępczych. Jej marzeniem jest stabilizacja, poczucie bycia kochaną i potrzebną. Jej życie zmienia się diametralnie, gdy odkrywa, iż ma siostrę bliźniaczkę. Emma, nie mając nic do stracenia, a jednocześnie rozpaczliwie szukając więzi, wybiera się na spotkanie z Sutton. 
Na miejscu jednak okazuje się, że bliźniaczka nie żyje, a Emma ma ją udawać, bo inaczej skończy jak siostra. Musi przystosować się do nowych warunków, poznać bliskich Sutton, domyślać się, jak zachowałaby się ta, którą musi naśladować. Ponadto podejmuje próbę rozwikłania zagadki, jaką jest morderstwo. 
Sara Shepard tradycyjnie zaskakuje, intryguje i przede wszystkim nie pozwala nawet na chwilę oderwać się od napisanych utworów. Napięcie w ,,Grze w kłamstwa" stopniowo wzrasta, aby podnieść czytelnikowi ciśnienie w punkcie kulminacyjnym. Tutaj nie ma czasu na nudę! 
Mnie się książka podobała - przez weekend stanowiła dla mnie źródło rozrywki, relaksu, a także zagwarantowała możliwość oderwania się od rzeczywistości. Mimo wszystko po obejrzeniu wszystkich możliwych odcinków serialu 'The Lying Game' spodziewałam się jednak czegoś zupełnie innego. Ekranizacja jest tak różna od oryginału, że zastanawiałam się - czy reżyser rzeczywiście wzorował się na TEJ serii? Może zaszła jakaś pomyłka... 
Wydaje mi się, że historia z serialu bardziej mnie porwała. Tam było wszystko nie tylko bardziej realne, rzeczywiste, ale również ciekawsze. Zamierzam jednak sięgnąć po kolejny tom, których, według źródeł, ma być sześć. 

czwartek, 21 listopada 2013

,,Wyścig", reż. Ron Howard


  Premiera: 8 listopada 2013 (Polska)
  Produkcja: USA, Wielka Brytania, Niemcy
  Reżyseria: Ron Howard
  Scenariusz: Peter Morgan


Starcie dwóch przeciwności, niczym ogień i woda. Determinacja, niezależność, adrenalina, szybkość. Hałas odpalanego silnika. Ogromna siła wiatru, tym większa, im większa prędkość. Moment ekscytacji, gdy w tylnych lusterkach widać swoich przeciwników. I niewyobrażalne pragnienie zwycięstwa. 
Nikki Lauda i James Hunt to dwie zupełnie inne osobowości. Nikki, spokojny, opanowany, pracowity, zawsze pewien swojej nieomylności. James - playboy, który nie ma nic do stracenia, luzak, zawsze wymiotujący przed wyścigiem. Dzieli ich wszystko. Łączy tylko jedno -  pragnienie zwycięstwa. 
Nawet stosunek do żony jest absolutnie odmienny u obu charakterów - Nikki kocha i szanuje drugą połówkę, James swoją poniewiera i ignoruje. 
Tych dwóch bohaterów słynie z niekończącej się rywalizacji o tytuł mistrza świata w Formule 1. Jest rok 1976, Lauda broni tytułu - czy mu się uda? To się okaże po wyścigu w Japonii, wówczas niebezpiecznie deszczowej. 
Ron Howard, jako reżyser, oraz Peter Morgan w roli scenarzysty, doskonale się spisali. Jeżeli chodzi o jego techniczną stronę, to uważam, iż należą się owacje na stojąco. Aktorzy zostali dobrze dobrani, sceny wyścigów są rewelacyjnie zmontowane, dobre ujęcia, realizm. Natomiast kwestia przekazu i psychologii filmu wywołała u mnie lekką dezorientację. Otóż spodziewałam się utworu typowo sportowego - pędzące bolidy, okrzyki dziennikarzy i kibiców. Wszystko to otrzymałam, a ponadto autorzy zaserwowali inną jazdę - jazdę na emocjach. 
Ekranizacja ma pod tym względem wiele walorów. Pozwala nam wraz z bohaterami przeżywać różne przygody, daje chociaż maleńką namiastkę tego, jakie to uczucie jechać bolidem z 500 końmi mechanicznymi. Wyścig to, wydawałoby się niekończąca, droga upadków i wzlotów, opowieść o priorytetach, o poświęceniu, odwadze, rywalizacji. Film daje do myślenia, wzrusza, rozbawia, szokuje. Mnie bardzo często przechodziły dreszcze w niektórych momentach. I mimo iż początkowo nie byłam zainteresowana tym dziełem filmowym, to w kluczowych  scenach nie mogłam się oderwać. 
Wyścig ma niewątpliwą zaletę - bardzo wartką akcję. Ciągłe jej zwroty sprawiają, że oglądający jeszcze bardziej się ekscytuje. Tutaj nie można się nudzić! Czas i wydarzenia pędzą niemalże tak szybko, jak bolidy na torach wyścigowych. 


Uważam, że warto wydać kilkanaście złotych na obejrzenie tego filmu. Według mnie spełnia on wszystkie wymagania dobrej ekranizacji - jest pełen zwrotów akcji, nie nudzi, wciąga, wzrusza, zadziwia. Oczywiście można poczekać, aż stanie się on dostępny w internecie, ale gwarantuję - to nie to samo, co w kinie. 

piątek, 15 listopada 2013

,,Rodzina Addamsów", reż. Barry Sonnenfeld


 Premiera: 22 listopada 1991
 Reżyseria: Barry Sonnenfeld
 Scenariusz: Caroline Thompson, Larry Wilson, Charles Addams, David Levy
 Produkcja: USA

  O ekscentrycznej rodzinie dziwaków, która mieszka w ogromnym, tajemniczym domu, słyszał chyba każdy. Na podstawie komiksów Charlsa Samuela Addamsa powstało bardzo dużo ekranizacji - trzy części filmu, a także cztery seriale, z czego dwa animowane. Ja dopiero kilka dni temu zainteresowałam się filmem i postanowiłam go obejrzeć. 
Pod nazwiskiem Addams kryje się głowa rodziny, Gomez, Hiszpan, z uwodzicielskim wąsikiem, optymista i romantyk. Jego żona, Morticia, gotka odziana zawsze w czarną suknię, podnieca się na myśl o bólu. Para ma dwójkę dzieci - Wendesday, sadystka, która uwielbia znęcać się nad swoim bratem - Pugsleyem, uroczym grubaskiem, dzielnie znoszącym zabawy siostry. Lokaj Lurch to przypominający Frankensteina olbrzym, wiernie towarzyszący rodzinie. Kolejnym członkiem pokręconej familii jest Rączka - odcięta [?] dłoń, kolejny przyjaciel familii. Pewnego dnia w posiadłości pojawia się zaginiony dwadzieścia pięć lat wcześniej brat Gomeza, Fester. 
Dawno się tak nie uśmiałam przy filmie! Ta czarna komedia podbiła moje serce. Pokochałam bohaterów, a zwłaszcza Wendesday, która mimo młodego wieku jest zawsze poważna i z kamienną twarzą. Również wuj Fester, gruby łysol z komicznymi worami pod oczyma, wydał mi się bardzo uroczy. 
,,Rodzina Addamsów" to parodia horroru - jest raczej zabawna, niż straszna. Znajduje się tu cała plaga śmiesznych, groteskowych scen, które u wielu mogą wywołać zmieszanie. Mnie się bardzo podobało - zaczęłam wczoraj oglądać drugą część, jednakże z powodu zmęczenia usnęłam w połowie. 

Ostatnio chyba nie mam weny do pisania. Podczas pisania miałam okropną pustkę w głowie! Za to z czytaniem u mnie bardzo dobrze, obecnie czytam drugą część fenomenalnej ,,Achai" i Ziemiański trzyma poziom. Wkrótce recenzja :) To tak ad rem