niedziela, 30 października 2011

Krystyna Siesicka: ,,Zapach rumianku"


Wydawnictwo: Akapit Press 2006
Język oryginału: polski
Liczba stron: 104


 Krystyna Siesicka to autorka wielu książek dla młodzieży, głównie skierowanych ku dziewczętom. Bardzo lubię styl pisania tej pani, a do jej utworów mam wielki sentyment - zaczytywałam się w nich kilka lat temu, chociaż do tej pory na półce mam kilka jeszcze nieprzeczytanych powieści jej autorstwa. 
,,Zapach rumianku" mówi o dwóch czterdziestoletnich kobietach, Klarze i Zuzannie, które przyjaźniły się całe dzieciństwo. Teraz spotykają się po latach w czasie wakacji. Zuza  przyjechała na wieś, do domu przyjaciółki. Razem z nią przybyła jej szesnastoletnia córka Kasia, która wpadła w oko synowi weterynarza - rudowłosemu Rafałowi. 
Wczoraj, porą późną, bo około pierwszej w nocy, miałam ochotę na coś lekkiego, odprężającego, a przy tym o niewielkich gabarytach - ot, żeby przeczytać na raz. Rozejrzałam się po półkach, zerknęłam do szafy, w której trzymam okołu dwustu książek (nie mam już miejsca na regałach). Pomyślałam o którejś z powieści Krystyny Siesickiej  i sięgnęłam po pierwszą lepszą. Padło na ,,Zapach rumianku". 

czwartek, 27 października 2011

Christopher Moore: ,,Gryź, mała, gryź"



   Wydawnictwo: MAG 2010
    Język oryginału: angielski
    Tytuł oryginału: ,,Bite me. A love story" 
    Przekład: Jacek Drewnowski
    Liczba stron: 320 


Chyba nie muszę nikomu oznajmiać, że Christophera Moore'a uwielbiam, a jego książki czytam z uśmiechem na ustach (ale nie zwykłym, tylko takim szyderczym) od pierwszej do ostatniej strony. Autor ten idealnie trafia w moje, niewątpliwie specyficzne, poczucie humoru - podobnie zresztą jak i Terry Pratchett. 
,,Gryź, mała, gryź" to już trzecia i ostatnia część trylogii "Love Story" - poprzednie, ,,Krwiopijcy" oraz ,,Ssij, mała, ssij"  podobały mi się bardzo. Ta seria to takie prześmiewcze podejście do wampirów, po brzegi wypełniona ironią. To wręcz parodia - tych nie cierpię, Moore jest wyjątkiem. 
W pierwszym tomie poznajemy dwudziestosześcioletnią Jody oraz dziewiętnastoletniego Tommy'ego, którzy poznają się przypadkiem i zakochują się w sobie. Jody wieczór wcześniej została zamieniona w wampira, a niedługo potem jej partner z osobistego pomagiera awansuje na krwiopijcę. Wszystko byłoby ładnie i pięknie, gdyby nie osiemsetletni ,,stwórca" Jody, który staje na drodze zakochanej parze.

sobota, 22 października 2011


  
 Wydawnictwo: Albatros 2011
 Język oryginału: angielski 
 Tytuł oryginału: ,,Breakfast of Champions, or Goodbye Blue Monday"
 Przekład: Lech Jęczmyk 
 Liczba stron: 275 

Rysunek dziury w zadku
 Kurt Vonnegut to autor, którego kojarzyłam z książką "Rzeźnia numer pięć". Do czasu. Dokładniej do momentu, w którym znajomy polecił, a potem pożyczył "Śniadanie mistrzów, czyli żegnaj, czarny poniedziałku!". I za to znajomy ten wielbiony będzie przeze mnie do końca życia. Albo i dłużej.
Samotny, podstarzały, niedoceniany amerykański pisarz fantastyki naukowej Kilgore Trout otrzymuje zaproszenie na festiwal sztuki w mieście Midland City. Uważa to za kolejny żart, jednak postanawia wyruszyć w drogę. Pracuje jako monter aluminiowych okien i za swoje skromne oszczędności przemierza całe Stany Zjednoczone. Od początku ma zamiar swoją obecnością skompromitować festiwal i zepsuć zabawę innym. 
Dwayne Hoover to wdowiec i najbogatszy mieszkaniec Midland City, sprzedawca pontiaków. Zaczyna on popadać w obłęd, którego nikt z otaczających go ludzi nie zauważa. Jego pracownica i kochanka, panna Pefko, doradza mu, aby wziął udział w festiwalu. 
Punktem kulminacyjnym w książce jest spotkanie Hoovera i Trouta, podczas którego Hoover świruje, choć nie bez powodu. Dzięki swojej zdolności do szybkiego (!) czytania kończy on lekturę jednej z powieści Kilgore'a w kilkanaście minut. Utwór ten, zatytułowany "Teraz można to ujawnić", zwraca się bezpośrednio do czytelnika i podejmuje próbę wytłumaczenia, jak skonstruowany jest świat.
Zdjęcie Vonneguta
Vonnegut to mistrz wszystkiego. Mistrz humoru, mistrz rysunku, mistrz nieokazywania szacunku do spraw ważnych, takich jak sam kraj. Autor traktuje rzeczy wręcz świętobliwe z ogromną dawką cynizmu i ironii. Czytając, śmiałam się do tego stopnia, że po policzkach spływały mi łzy. Zastanawiam się z niemałym przerażeniem, co pomyślałaby o mnie osoba, która przypadkowo miałaby sposobność zobaczyć mnie w takim stanie. 
Autorowi nie brakuje jednak błyskotliwości. Skłania on do refleksji oraz zwraca uwagę na rzeczy, które są przez nas pomijane. Posługuje się błahymi, wręcz banalnymi przykładami, za którymi kryją się naprawdę trafne spostrzeżenia. 
Piłka nożna była grą typu wojennego. Dwie rywalizujące ze sobą drużyny walczyły o piłkę odziane w zbroje ze skóry, materiału i plastiku. (str. 138)
Starsze wydanie książki
Przy Vonnegucie wszystko wydaje się być mdłe, nudne, niezaskakujące, pospolite.
 W pewnym momencie nasunęło mi się porównanie tego pisarza do Christophera Moore'a, jednak nie jest ono do końca prawdziwe. Podejrzewam, iż zmyliła mnie ta wspólna ironia, ale nie - to nie to.
Jedną z głównych cech książki "Śniadanie mistrzów" jest wielowątkowość. Ha! To nawet za mało powiedziane. Vonnegut potrafi na jednej stronie umieścić dziesięć odrębnych, niemających nic ze sobą wspólnego epizodów. Ot, tak. Na przykład pomysły głównego bohatera, Trouta (pisarza), na nowe opowiadania. Cały ich spis znajduje się tutaj. Zachęcam do przeczytania.
Podsumowując, "Śniadanie mistrzów" to rewelacyjna powieść, która miesza w głowie. Bardzo zakręcona, nienormalna, specyficzna. Taka, jakie lubię. Wy albo to pokochacie, albo znienawidzicie. 
Zapomniałabym - w 1999 roku powstał film "Śniadanie mistrzów", na podstawie książki o tym samym tytule. :)



piątek, 21 października 2011

Dzienniki

Dzisiaj krótko, czekam tylko aż zagotuje się woda do gorącej czekolady i zamierzam korzystać z wolnej chwili, czytając (zostało mi kilkadziesiąt stron "Śniadania mistrzów" Vonneguta).
Chcę się tylko podzielić z Wami moją radością - wypożyczyłam dzisiaj z jednej z bibliotek książkę - "Dziennik. Tom 1, 1962-1969" Sławomira Mrożka. I to nie zwykłą książkę, tylko ogromną cegłę! 700 stron z dużym hakiem. Tomisko pięknie wydane przez Wydawnictwo Literackie. 
Tomów będzie trzy - najpierw lata siedemdziesiąte, potem osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte. Na razie w swoich rękach mam pierwszy. Szczerze mówiąc nawet nie wiem, czy kolejne zostały wydane.
Aha, jeszcze jedno. Jak wyżej wspomniałam, ostatnio zaczęłam z powrotem chadzać do bibliotek (dwóch) - z publicznej mam sporą kupkę książek, m.in. Sapkowskiego ("Krew Elfów" i "Ostatnie życzenie" oraz "Miecz przeznaczenia", ale to już mój egzemplarz), "Gryź, mała, gryź" Moore'a - poprzednie części mam na półce, przeczytane rzecz jasna. Dwie powieści Mankella, tak na dobry początek znajomości z tym panem, pierwszy tom serii Anne Bishop ("Córka krwawych"), również pierwsze tomy "Zwiadowców" Flanagana oraz "Bractwa Czarnego Sztyletu" Ward (czyli "Mroczny kochanek"). Podsumowując, same pierwszaki ;) 
No, to tyle. Słyszę świst czajnika. Właściwie niemiłosierny pisk, wrzask czy co to tam jest. Dobranoc, moi drodzy! 

niedziela, 16 października 2011

Wyniki jesiennego konkursu!!

 W czwartek ogłosiłam konkurs, w którym do wygrania były dwie książki - "Gra w kotka i myszkę" oraz "Wyprawy po tajemnice Inków". Chętnych było wielu. Egzemplarzy tylko po jednym, niestety. 
Chętnych do książki numer 1, czyli do "Gra w kotka i myszkę", było 25. Do drugiej - 16. Obie te powieści wydają się być bardzo interesujące. 
Tym razem zrobiłam losowanie współczesnym sposobem, czyli za pomocą programu do losowania numerków. Najpierw zrobiłam sobie listę - przy nicku danej osoby znajduje się jej numerek. Pomyślałam, że będzie łatwiej. No, ale do rzeczy.

Książkę numer 1, czyli "Gra w kotka i myszkę" Pattersona, wygrywa...
 NUMER 7, CZYLI IZUSR!!! :) GRATULUJĘ! 

Książka numer 2, czyli "Wyprawa po tajemnice Inków", trafia do... 


ANEK 7 !!! Gratuluję !:) 

Zwyciężczyniom gratuluję najmocniej i proszę je o jak najszybsze wysłanie swoich danych na mojego mejla (mcrox101@o2.pl). Proszę pamiętać, że fundatorem nagród jest księgarnia internetowa AMAZONKA - dziękuję za możliwość przeprowadzenia konkursu. :)) 

sobota, 15 października 2011

Harlan Coben: "Zachowaj spokój"


 Wydawnictwo: Albatros 2009
 Język oryginału: angielski
 Tytuł oryginału: "Hold Tight"
 Przekład: Zbigniew Królicki
 Liczba stron: 448


  Lubię Harlana Cobena. Pisze on kryminały proste w odbiorze, z ciekawą intrygą, obyczajowym wątkiem i całkiem interesującymi bohaterami. Czytałam wiele jego książek - "Nie mów nikomu" jako pierwsza, "Bez skrupułów", "W głębi lasu" i kilka innych. Żadna mnie nie zawiodła, bo po żadnej nie spodziewałam się nie wiadomo czego. Ot, lektura gwarantująca przyjemne spędzenie czasu, relaks, rozrywkę. 

Adam Baye to szesnastolatek pochodzący ze wspaniałej rodziny - ma kochających rodziców i bardzo dojrzałą jak na swój wiek młodszą siostrę. Niestety stracił kogoś ważnego - jego najlepszy przyjaciel popełnił samobójstwo z nieznanych przyczyn. Znajomi zmarłego mówią, że był wtedy sam. Czy to prawda? 
Rodzice Adama instalują na jego komputerze program szpiegowski. Są bardzo zaniepokojeni tym, że po śmierci kolegi ich syn zamknął się w sobie. Śledzą każdy ruch chłopaka, od odwiedzonych stron po korespondencje. Początkowo Mike i Tia Baye nie zauważają niczego niezwykłego na komputerze Adama, jednak po pewnym czasie  od tajemniczej osoby dostaje on polecenie, aby "siedzieć cicho". Nasuwa się pytanie: czy młody Baye wie coś na temat samobójstwa? Czy ma coś wspólnego z morderstwem na przedmieściach Nowego Jorku, nad którego rozwiązaniem pracuje detektyw Loren Muse?

czwartek, 13 października 2011

Jesienny konkurs! :))

 Witam. Pamiętacie ostatni konkurs, który zorganizowałam wraz z księgarnią internetową Amazonką? Wówczas Pani Małgosia, wspaniała kobieta, zaproponowała dwie książki do wygrania. Dzisiaj, na poprawę humoru, bo pogoda nijaka, damy kolejną szansę  na wygranie świetnych nagród! W końcu na jesień trzeba mieć co czytać, prawda? ;)) 
Do wygrania są dwie książki:































Wszystkich zainteresowanych książką numer 1 lub 2 proszę o napisanie komentarza i podanie mejla. Zapisy przyjmuję do soboty do godziny 24:00. W niedzielny poranek ogłoszę wyniki :) Byłoby mi bardzo miło, gdybyście - jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście - polubili profil mojego bloga na Facebooku ---> o, tutaj. Oczywiście to nie jest wymóg!
Fundatorem nagród jest księgarnia internetowa AMAZONKA, której bardzo dziękuję za możliwość zorganizowania konkursu. :))


poniedziałek, 10 października 2011

Kącik muzyczny part 2. Joy Division

 Witam serdecznie. Poprzednim razem zaprezentowałam Wam zespół rockowy Flyleaf. Dzisiaj również rockowo, ale w zupełnie innym klimacie. 
Jesień. Zimny, wietrzny, czasem deszczowy wieczór. Siadam w ulubionym fotelu do czytania. Biorę do ręki książkę, włączam kilkanaście piosenek zespołu, który idealnie odzwierciedla mój nastrój od kilku miesięcy. Jest smutno, posępnie. Właśnie tak ma być. 
Joy Division. Brytyjski zespół rockowy założony w 1976 roku, rozwiązany w 1980, po śmierci wokalisty Iana Curtisa. Grał smutną, refleksyjną, posępną muzykę. Ostatecznie styl muzyczny Joy Division zaklasyfikowano do post punka. 
Wokalista, Ian, od wielu miesięcy zmagał się z depresją. Potęgowały ją trudy trasy koncertowej oraz rozdarcie miłosne między belgijską fanką a żoną, wychowującą kilkunastu-miesięczną  córeczkę. 
Ian Curtis nie umarł normalnie. Nie potrącił go samochód, nie dostał zawału. Popełnił samobójstwo 18 maja 1980 roku, wieszając się na sznurze od suszarki. Ostatnią piosenką, którą zdążył nagrać, była "In a Lonely Place". Miał tylko dwadzieścia cztery lata. Uwierzycie po usłyszeniu jego głosu? Ja byłam w szoku. Głos głęboki, głos tak dojrzały. 

Trudno jest słuchać Joy Division. Trudno, jeżeli ma się dobry nastrój. Trudno znieść te przesycone smutkiem, depresją piosenki. Sama nie wiem, dlaczego wybrałam na dziś akurat ten zespół. Przecież w tak ponurą pogodę (którą gwoli ścisłości uwielbiam) powinno się słuchać bardziej optymistycznych melodii. Mimo wszystko polecam - nie tylko "She's lost control" i "The Eternal", ale cały album "Closer" oraz "Unknown Pleasures". 


sobota, 8 października 2011

Tess Gerritsen: "Infekcja"



  Wydawnictwo: Albatros 2009
  Tytuł oryginału: "Life Support" 
  Język oryginału: angielski
  Przekład: Jak Kraśko 
  Liczba stron: 408 


   Sięgając po książkę Tess Gerritsen, wypożyczoną z biblioteki w moim mieście, spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego. Dlaczego miałam takie wygórowane oczekiwania? Otóż czytałam kiedyś "Klub Mefista" oraz "Ogród kości" i obie te powieści były rewelacyjne. 
 Do Springer, bostońskiego szpitala, na ostry dyżur trafia starzec z objawami choroby Alzheimera - splątanie, słaby wzrok, drganie kończyn. O dziwo, badania niczego nie wykazują. Toby Harper, trzydziestoletnia lekarka, zleca wykonanie tomografii komputerowej. W czasie reanimacji innego pacjenta, starszy pan znika. Po jakimś czasie do szpitala zostaje przyjęty mężczyzna z identycznymi objawami. Oboje leczeni byli u doktora Carla Wallenberga. Toby zaczyna przyglądać się sytuacji i odkrywa, że i Harry, i Angus zmarli przez chorobę CJD - chorobę wściekłych krów, bardzo rzadko spotykaną w Ameryce. Kilka innych zgonów, których wyjaśnieniem zajmuje się doktor Harper, wskazuje, iż to nie epidemia, lecz skutek czyjegoś świadomego działania.