sobota, 10 listopada 2012

Stwierdziłam, że nie ma sensu pisać dwóch osobnych notek na temat tych filmów - żaden z nich tak naprawdę nie pozostawił mnie z mądrymi refleksjami, którymi chciałabym się z Wami podzielić, więc rozpisywać się nie będę. ,,Dziewczyna moich koszmarów" oraz ,,Ostatni dom po lewej" to po prostu dwa przyjemne, rozluźniające zabijacze czasu. 

Eddie (Ben Stiller), dotychczas nieszczęśliwy samotnik, pod presją otoczenia żeni się z zabawną, młodą Lilą (Malin Akerman) i wyrusza z nią na wymarzony miesiąc miodowy. W czasie podróży okazuje się, że między ,,zakochaną" parą jest wiele różnic - mężczyzna dowiaduje się o wybrance prawdy, która, brzydko mówiąc, zwala go z nóg. Lila okazuje się być wstrętną, rozkapryszoną babą, która w dodatku nie grzeszy rozumem. Tymczasem Eddie poznaje Mirandę (Michelle Monaghan), kobietę swoich marzeń i jest pewien, że to jest to. Tylko jak powiedzieć swojej żonie, że chce rozwodu? 
,,Dziewczyna moich koszmarów" (reż. B. Farrelly, P. Farrelly) to bardzo zabawny, wywołujący niespodziewane wybuchy śmiechu film o miłości, niezdecydowaniu i pechu. Myślę, że jednym z jego najoryginalniejszych cech  jest początek - taki, który w wielu innych komediach romantycznych stanowi zakończenie akcji. Wymarzona kobieta, małżeństwo, podróż do egzotycznego miejsca... Natomiast w ,,Dziewczynie moich koszmarów" to dopiero wstęp. 
Film polecam do obejrzenia w ramach relaksu i poprawienia sobie nastroju - bo każdy czasem potrzebuje takiej lekkiej, śmiesznej komedii, pozwalającej na zapomnienie o własnych problemach. ,,Dziewczyna moich koszmarów" sprawdzi się w tej roli idealnie. Przy okazji, taka mała zachęta - smarowanie się ropą naftową zamiast filtrem podczas opalania wyłożyło mnie na łopatki, chyba nigdy nie zapomnę tej sceny :) 

Może nieco przesadziłam pisząc, że ,,Ostatni dom po lewej" (reż. D. Iliadis) to przyjemny i rozluźniający zabijacz czasu. Wrażliwym na widok krwi ludziom absolutnie ten film nie umili wieczoru - wręcz przeciwnie, tylko niepotrzebnie podniesie ciśnienie, a ja nie chcę być odpowiedzialna za żadne późniejsze konsekwencje ;) Od razu więc uprzedzam, że ten utwór przedstawia dużo agresywnych zachowań, bijatyk, siekanek i rozlewu czerwonej cieczy. 
,,Ostatni dom po lewej" zaczęłam oglądać w przerwie reklamowej ,,Dziewczyny z moich koszmarów" - zobaczyłam fragment, który mi się spodobał, więc stwierdziłam, że bardzo chętnie zapoznam się z całością. Chciałam jednocześnie dokończyć ,,Dziewczynę...", pojawił się więc mały problem. Ale nie dla mnie! Spostrzegłam, iż o 1:55 tej samej nocy i na tym samym kanale telewizyjnym będzie emitowany po raz kolejny thriller ,,Ostatni dom po lewej". Zdecydowałam, że wytrzymam i poczekam, chociaż między jednym a drugim filmem były prawie dwie godziny przerwy (które zajęłam oglądaniem piątej części Harry'ego Pottera). Wytrzymałam i poczekałam. 
W ramach wypoczynku siedemnastoletnia Mari (Sara Paxton) wraz z rodzicami przyjeżdża do domu położonego na odludziu. Chcąc wieczór spędzić z przyjaciółką, dziewczyna wyjeżdża do miasta. Koleżanki spotykają chłopaka oferującego im naprawdę dobre zioło. Cóż mają robić, zrezygnować z takiej okazji? Razem z Justinem, bo tak ma na imię nowy kolega dziewcząt, wybierają się do jego mieszkania. Nigdy by się nie spodziewały, że ten dzień być może będzie ich ostatnim... 
Mari i jej koleżanka, przesiadując z Justinem w motelu, nie wiedzą, że ten pokój to kryjówka socjopatycznych bandytów, którzy, zastawszy je tam, porywają nastolatki, a następnie torturują i gwałcą. Jedynym ratunkiem Mari jest dotarcie do domu i rodziców, jednakże jej napastnicy nieświadomie znajdują schronienie w tym domu - ostatnim domu po lewej. 
Film ten owszem, jest wciągający i momentami przerażający, aczkolwiek nie wywarł na mnie oczekiwanego wrażenia. Co prawda motyw zdesperowanych i rozwścieczonych rodziców był niczego sobie, ale nic więcej. Niektóre fragmenty zdawały się być pozbawione jakiejkolwiek logiki.  
,,Ostatni dom po lewej" to utwór bardzo mocna, szokująca i obrzydliwa, zdecydowanie nie dla ludzi o słabych nerwach - przykładem jest chociażby scena gwałtu, ciągnąca się nieubłaganie, podczas której wrażliwym widzom może się nawet zbierać na wymioty. Ogólnie rzecz biorąc - film niezły, ale bez rewelacji. 

3 komentarze:

  1. "Ostatni dom po lewej" oglądałam, ale niespecjalnie przypadł mi do gustu :) Jedyną interesującą rzeczą była postać Justina, jego skomplikowana psychika. Poza tym stwierdziłabym, że film jest generalnie przeciętny. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ostatni dom po lewej" był koszmarny - przewidywalny, jak dla mnie za dużo krwi i za dużo brutalności. Bleh.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, miałam w tym samym czasie ten sam dylemat filmowy, tylko że ja ostatecznie zamieniłam siekierkę na kijek czyli smarowanie ropą na gwałcenie w lesie.

    OdpowiedzUsuń