Wydawnictwo: Albatros 2011
Język oryginału: angielski
Tytuł oryginału: ,,Breakfast of Champions, or Goodbye Blue Monday"
Przekład: Lech Jęczmyk
Liczba stron: 275
Rysunek dziury w zadku |
Kurt Vonnegut to autor, którego kojarzyłam z książką "Rzeźnia numer pięć". Do czasu. Dokładniej do momentu, w którym znajomy polecił, a potem pożyczył "Śniadanie mistrzów, czyli żegnaj, czarny poniedziałku!". I za to znajomy ten wielbiony będzie przeze mnie do końca życia. Albo i dłużej.
Samotny, podstarzały, niedoceniany amerykański pisarz fantastyki naukowej Kilgore Trout otrzymuje zaproszenie na festiwal sztuki w mieście Midland City. Uważa to za kolejny żart, jednak postanawia wyruszyć w drogę. Pracuje jako monter aluminiowych okien i za swoje skromne oszczędności przemierza całe Stany Zjednoczone. Od początku ma zamiar swoją obecnością skompromitować festiwal i zepsuć zabawę innym.
Dwayne Hoover to wdowiec i najbogatszy mieszkaniec Midland City, sprzedawca pontiaków. Zaczyna on popadać w obłęd, którego nikt z otaczających go ludzi nie zauważa. Jego pracownica i kochanka, panna Pefko, doradza mu, aby wziął udział w festiwalu.
Punktem kulminacyjnym w książce jest spotkanie Hoovera i Trouta, podczas którego Hoover świruje, choć nie bez powodu. Dzięki swojej zdolności do szybkiego (!) czytania kończy on lekturę jednej z powieści Kilgore'a w kilkanaście minut. Utwór ten, zatytułowany "Teraz można to ujawnić", zwraca się bezpośrednio do czytelnika i podejmuje próbę wytłumaczenia, jak skonstruowany jest świat.
Zdjęcie Vonneguta |
Vonnegut to mistrz wszystkiego. Mistrz humoru, mistrz rysunku, mistrz nieokazywania szacunku do spraw ważnych, takich jak sam kraj. Autor traktuje rzeczy wręcz świętobliwe z ogromną dawką cynizmu i ironii. Czytając, śmiałam się do tego stopnia, że po policzkach spływały mi łzy. Zastanawiam się z niemałym przerażeniem, co pomyślałaby o mnie osoba, która przypadkowo miałaby sposobność zobaczyć mnie w takim stanie.
Autorowi nie brakuje jednak błyskotliwości. Skłania on do refleksji oraz zwraca uwagę na rzeczy, które są przez nas pomijane. Posługuje się błahymi, wręcz banalnymi przykładami, za którymi kryją się naprawdę trafne spostrzeżenia.
Piłka nożna była grą typu wojennego. Dwie rywalizujące ze sobą drużyny walczyły o piłkę odziane w zbroje ze skóry, materiału i plastiku. (str. 138)
Starsze wydanie książki |
W pewnym momencie nasunęło mi się porównanie tego pisarza do Christophera Moore'a, jednak nie jest ono do końca prawdziwe. Podejrzewam, iż zmyliła mnie ta wspólna ironia, ale nie - to nie to.
Jedną z głównych cech książki "Śniadanie mistrzów" jest wielowątkowość. Ha! To nawet za mało powiedziane. Vonnegut potrafi na jednej stronie umieścić dziesięć odrębnych, niemających nic ze sobą wspólnego epizodów. Ot, tak. Na przykład pomysły głównego bohatera, Trouta (pisarza), na nowe opowiadania. Cały ich spis znajduje się tutaj. Zachęcam do przeczytania.
Podsumowując, "Śniadanie mistrzów" to rewelacyjna powieść, która miesza w głowie. Bardzo zakręcona, nienormalna, specyficzna. Taka, jakie lubię. Wy albo to pokochacie, albo znienawidzicie.
Zapomniałabym - w 1999 roku powstał film "Śniadanie mistrzów", na podstawie książki o tym samym tytule. :)
Ja się zapisuję na tę lekturę :-)
OdpowiedzUsuńBohaterowie Vonneguta zawsze wzbudzają we mnie jakiś niepokój. Po "Rzeźni..." mam na jakiś czas dość jego prozy, przytłacza mnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Piter - Cieszę się, że udało mi się Ciebie zachęcić ;)
OdpowiedzUsuńIsadora - "Rzeźnię..." mam w planach, natomiast w "Śniadaniu mistrzów" bohaterowie byli po prostu inni od innych. Starzy, brzydcy, n swój sposób zabawni i straszni.
No i mnie zaintrygowałaś. Czasami warto jest sięgnąć po książki, których bohaterami są zwyczajni ludzie ze zwykłymi problemami, a nie cyberpiękności. :)
OdpowiedzUsuńczytałam to parę lat temu. imo, książka niezła, ale szału nie ma, du*y nie urywa ;-)
OdpowiedzUsuńPrzepadam za Vonnegutem, jego ironią, autoironią i wszechstronnością. Na szczęście to płodny pisarz i trochę mi do przeczytania zostało z jego twóczości :)
OdpowiedzUsuńŁzy ze śmiechu? Ironia i cynizm? To wystarczy, żeby mnie przekonać :).
OdpowiedzUsuń